Światowy kryzys uderzył w zbieraczy puszek po piwie
Jeszcze jesienią najbardziej pracowici, którzy od świtu przeszukiwali osiedlowe śmietniki, mogli dziennie zarobić nawet do 50 zł. Obecnie muszą zadowolić się kwotą trzykrotnie niższą.
- Kiedyś ustawiały się kolejki. Teraz jest pusto. Zostali w "branży” tylko najwytrwalsi - mówi Michał Zackiewicz ze skupu surowców wtórnych przy ul. Wigierskiej.
Naprawdę winny kryzys
Zbieranie puszek w śmietnikach nie cieszy się specjalnym uznaniem, ale z widokiem ciągnących wózki szperaczy wszyscy są oswojeni od wielu lat. Trudnią się tym nie tylko zdeklarowani pijacy, którzy potrzebują gotówki na najtańsze wino.
- Oni, rzeczywiście, przeważają - nie zaprzecza Zackiewicz. - Nie brakuje jednak ludzi, którym brakuje pieniędzy na życie. W nich ta obniżka cen uderzyła najbardziej.
Aluminiowy złom eksportowany był za granicę. Do głównych odbiorców należał producent samochodów marki "Audi”. Puste puszki po piwie zamieniały się w karoserie aut.
Kryzys uderzył w rynek motoryzacyjny, więc zamówienia na złom gwałtownie spadły. Bezzwłocznie ceny skupu poszły w dół.
Chyba nie ma sensu
Pan Wacław jest rencistą i co miesiąc dostaje około 500 zł. Od paru lat zbierał puszki po piwie. Jego "rewir” to śmietniki przy ulicach Kowalskiego i Pułaskiego.
- Z przyzwyczajenia jeszcze chodzę, ale to chyba nie ma sensu. Do niedawna każdy starał się wstać jak najwcześniej, żeby wyprzedzić konkurencję - opowiada. - A teraz po weekendzie o puszki można się niemal potykać.
Ireneusz Sewastianowicz, GazetaWspółczesna.pl