Aktualności

« poprzedni  |  powrót do listy  |  następny »

Śląscy rolnicy skupujący akcje Browarów Tyskich oskarżeni o oszustwo

23.04.2005

Kilku rolników z Mikołowa skupiło 33 tys. akcji Browarów Tyskich. Kiedy ich wartość wzrosła szesnastokrotnie, sprzedający zawiadomili prokuraturę. Cztery śledztwa umorzono, jednak w piątym rolników oskarżono o oszustwo.
Andrzej Bojdoł z Mikołowa był jednym z największych producentów jęczmienia na Śląsku. Dostarczał go Browarom Tyskim, które wykorzystywały go do warzenia piwa. W 1997 r., podczas prywatyzacji Browarów, znalazł się gronie 1071 osób, które dostały darmowy pakiet akcji. Do ich rąk trafiło w sumie 15 proc. udziałów Browarów.

- Przysługiwały one wszystkim pracownikom oraz stałym dostawcom jęczmienia i chmielu - wyjaśnia Bojdoł, który dostał 3 tys. akcji. Jedna warta była wtedy 7,50 zł.

W 1999 r. Browary Tyskie weszły w skład Kompanii Piwowarskiej, której udziałowcem były kontrolowana przez Kulczyk Holding spółka Euro Agro Centrum oraz południowoafrykański SAB Miller. Większościowi udziałowcy postanowili wykupić drobnych akcjonariuszy. Za akcje od pracowników oferowali po 120 dolarów. Nie wiadomo było jednak, ile mieli dostać rolnicy, bo oni mieli negocjować cenę.

Bojdoł przeczuwał jednak, że będzie można zarobić na tym duże pieniądze. Razem z Januszem Podstawką, producentem chmielu, jeździli na walne zgromadzenia akcjonariuszy i czytali prasę branżową. Sygnały były jednoznaczne: akcje pójdą do góry. W końcu zaryzykowali i założyli spółkę, która zaczęła skupować je od innych rolników. Dołączyła do nich siostra Bojdoła.

- Nikomu nie przykładaliśmy pistoletu do głowy. Oferowaliśmy gotówkę i kto chciał, ten sprzedawał nam akcje po 7,50 zł za sztukę - mówi Podstawka. W ciągu kilku miesięcy zgromadzili ponad 33 tys. akcji Browarów.

Bomba wybuchła, kiedy rolników poinformowano, że ich akcje będą skupowane po 120 zł. Oznaczało to, że wartość pakietu, który był w ich posiadaniu, wynosiła 4 mln zł. - Cieszyliśmy się jak dzieci. Podjęliśmy ogromne ryzyko i się udało. Pieniądze chcieliśmy zainwestować w gospodarstwo - przyznaje Bojdoł.

To nie było im jednak dane. Ci, którzy sprzedali akcje, zaczęli składać zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Czuli się oszukani. Twierdzili, że Bojdoł mówił im, iż sytuacja finansowa Browarów jest zła. Cztery prokuratury umorzyły śledztwa w tej sprawie. Uznały, że były to transakcje wolnorynkowe, do których nikt nikogo nie zmuszał. Jednak w lipcu 2001 r. prokuratura w Lublinie oskarżyła śląskich rolników. Ich akcje są w sądowym depozycie. Do czasu zakończenia procesu rolnicy nie mogą ich ruszyć.

- Naszym zdaniem doszło do oszustwa, bo oskarżeni wiedzieli, że wartość akcji wzrośnie - przekonuje Andrzej Jerzyński, rzecznik prasowy lubelskiej prokuratury.

Walczący o oczyszczenie z zarzutów rolnicy wynajęli najlepszych śląskich prawników. Kilka miesięcy temu złożyli też skargę w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Na obronę wydali pół miliona złotych. Nie współpracują już z Kompanią Piwowarską. Bojdoł z produkcji jęczmienia przerzucił się na kukurydzę oraz hodowlę świń.

- Tak jest bezpieczniej - twierdzi.

Marcin Pietraszewski

Decyzje prokuratury są irracjonalne i podważają zasady wolnego rynku. Przecież nikt nie zmuszał tych ludzie do sprzedaży akcji Browarów. Sami się na to zdecydowali i do siebie powinni mieć pretensje. Nawet jeżeli kupujący mówili im, że sytuacja Browarów nie jest najlepsza, należało to zweryfikować w niezależnym źródle. To normalna zasada rynku, że kupujący kwestionowali wartość akcji, bo chcieli je kupić jak najtaniej. Podobnie jest przecież np. na giełdach samochodowych, gdzie potencjalni kupcy wymyślają różne historie, żeby tylko zbić cenę wozu.
Gazeta Wyborcza

not. piet