Aktualności

« poprzedni  |  powrót do listy  |  następny »

Siuksowie i golizna

18.10.2004

Słynny paryski kabaret "Crazy Horse" ("Szalony Koń") będzie musiał być może zmienić nazwę. Od chwili powstania w 1951 roku ta - jak to określał jej twórca Alain Bernardin - "świątynia sztuki nagości" używa bowiem imienia legendarnego wodza Siuksów.
"Szalony Koń" okrył się nieśmiertelną chwałą w drugiej połowie XIX wieku jako ostatni Indianin, walczący z armią Stanów Zjednoczonych o ziemie swego szczepu Oglala.

Jego potomkowie mieszkają w rezerwacie w Dakocie Południowej i nie odwiedzają raczej paryskich kabaretów. Nie byli zatem świadomi faktu, że w "Crazy Horse" występują kobiety, ubrane - jeśli jest to właściwe określenie - jedynie w pióropusze. Dopóki nie zobaczył tego przypadkiem w telewizji amerykańskiej ostatni spadkobierca "Szalonego Konia" Harvey "White Woman" ("Biała Kobieta") i uznał, że nie przystoi, by we Francji nadużywano imienia wielkiego wojownika i kojarzono je z żeńską golizną. Tym bardziej, iż dla Siuksów kobiety - "strażniczki przyszłych pokoleń" - są święte.

List od "Białej Kobiety" przekazał w sobotę spadkobiercom Alaina Bernardina inny Oglala, potomek równie znamienitego wodza, Alfred Red Cloud ("Czerwona Chmura"). Właściciele kabaretu "Crazy Horse" muszą się liczyć z koniecznością nie tylko zmiany nazwy nocnego klubu, ale i wypłacenia rekompensaty finansowej urażonym Siuksom.

Precedens wszak istnieje. Dwanaście lat temu "Biała Kobieta" wystąpił w USA na drogę sądową przeciwko browarowi, który wypuścił na rynek piwo o nazwie "The Original Crazy Horse Malt Liquor". Browar musiał nie tylko zaprzestać jego sprzedaży, ale i wypłacić Siuksom 150 tys. dolarów odszkodowania za bezprawne wykorzystanie wizerunku ich wodza. Przed wyjazdem do Paryża "Czerwona Chmura" zapowiedział, że zrobi wszystko, by "Szalony Koń" odzyskał dobre imię. Jeśli mu się nie uda, wyprawi się do Francji ponownie, ale już w asyście innych wodzów i wojowników.

Rzeczpospolita

Grzegorz Dobiecki z Paryża