Aktualności

« poprzedni  |  powrót do listy  |  następny »

Rozmowa z mecenasem Adamem Lebiodą, prawnikiem Lecha Poznań

13.08.2005

- Nazwa Lech jest przez nas zastrzeżona, ale na sytuację z Kompanią Piwowarską nie ma to większego wpływu - tłumaczy prawnik poznańskiego Lecha.
Odkąd Kompania Piwowarska zdecydowała się być sponsorem strategicznym Wisły Kraków, a nie Lecha Poznań, oburzeni kibice "Kolejorza" rozpoczęli protest i bojkot produktów tej firmy. A sednem konfliktu jest nazwa Lech - taka sama dla klubu, jak i dla sztandarowego piwa Kompanii. Klub nosi nazwę Lech od 1957 r., a browar produkuje piwo Lech od 1982 r.

Radosław Nawrot: Czy nazwa Lech została zastrzeżona przez poznański klub?

Adam Lebioda: Tak, zastrzegliśmy ją.

Kiedy?

- Stosunkowo niedawno, jakieś 4-5 lat temu. Przy czym na sytuację z Kompanią Piwowarską nie ma to zbyt wielkiego wpływu. W przypadku znaków towarowych i marek prawo zabrania jedynie istnienia produktów tego samego rodzaju o tej samej nazwie.

A klub piłkarski i piwo nie są rzecz jasna tego samego rodzaju.

- Rzecz jasna. Może istnieć klub piłkarski o nazwie Lech, piwo o nazwie Lech, pociąg ekspresowy o nazwie Lech. Ktoś mógłby teraz zacząć produkować proszek do prania o nazwie Lech i ani my, ani Kompania nie mielibyśmy nic do gadania, o ile nie zastrzegliśmy ochrony w tym konkretnym zakresie. Natomiast drugi klub Lech Poznań i kolejne piwo Lech istnieć już nie mogą.

Klub nic nie może zrobić, by jego nazwa nie pojawiała się na opakowaniach rozmaitych produktów?

- Musiałby zastrzec nazwę dla wszystkich rodzajów towarów. To niemożliwe z finansowego punktu widzenia. Ponadto trzeba pamiętać o tym, że znaki towarowe używane od dawna korzystają z ochrony z mocy prawa, nawet jeśli się ich nie zastrzeże. A zatem nie można walczyć z nazwą, która istnieje od dawna.

Nazwa piwa Lech istnieje od lat 80. Czy teraz klub Lech powinien ubiegać się o jakieś pieniądze z tego tytułu?

- Wówczas Lech był najlepszą drużyną kraju, więc na pewno pomogło to temu produktowi. Dla mnie zatem oczywistym jest, że brak za to należnej rekompensaty nie jest w porządku. To jednak pogląd z etycznego punktu widzenia. Co innego mówi prawo - w tym wypadku z tytułu tamtych czasów rekompensaty żądać nie można.

Klub nie ma jednak nic przeciw temu, aby kibice protestowali i bojkotowali produkty Kompanii?

- To nie tak. Mamy z Kompanią zawartą umowę o wzajemnej lojalności, która zabrania szkodzenia sobie nawzajem. A zatem organizowanie czy popieranie tego typu akcji przez klub nie wchodzi w rachubę. Poza tym z naszego punktu widzenia nie miałoby to sensu. Klub Lech otrzymuje pewne wsparcie od Kompanii i wychodzi z założenia, że lepsze to niż nic. Współpracujemy ze sobą i wszczynanie wojen byłoby nie na miejscu. Poza tym tak się po prostu nie robi w cywilizowanym biznesie.

A czy Kompania powinna się przejmować takimi protestami kibiców?

- Dla nich oznacza to jedynie pewne miejsce po przecinku w spadku sprzedaży. Kompania twierdzi, że sprzedaje piwo Lech w całym kraju i że Poznań wcale nie jest rynkiem numer jeden. I że nie odnotowuje strat w związku z protestem.

Żadna jednak poważna firma nie lubi być bojkotowana?

- Cóż, reakcja Kompanii świadczy o tym, że jednak ta akcja ich ubodła. Raczej nie finansowo, ale właśnie prestiżowo.

Myśli Pan, że Kompania zaangażuje się jednak w pomoc klubowi na większą skalę?

- Poczekajmy... Wiąże nas konkretna umowa, ale nie wykluczałbym zawarcia kolejnej. Ruch należy do Kompanii i od tego, czy będziemy pozycją w ich budżecie.

Nawet gdyby jednak Kompania chciała zmienić swój pogląd na wspieranie klubu Lech, to przecież nie może tego zrobić! To byłoby ustąpienie przed szantażem.

- Chyba tak. Tak duża i szanowana firma nie może się uginać, a to by faktycznie tak wyglądało. Dlatego powiedziałem "poczekajmy"... Nie zamknęliśmy tematu rozwoju współpracy z Kompanią Piwowarską.

Powiem brutalnie: nie interesuje mnie pomoc Lechowi. Ja chcę robić interesy. Do tego potrzebuję odpowiedniej rangi widowiska.
Gazeta Wyborcza

Rozmawiał Radosław Nawrot