Rola indiańskiego piwa na politycznym szczycie
18.11.2005
Nie tylko Polacy mają w swojej historii punkt zwrotny związany z podpaleniem browaru. W prekolumbijskim Peru w taki sam sposób uświetniono opuszczenie ważnej dyplomatycznej i religijnej placówki.
Archeolodzy w najnowszym numerze "Proceedings of the National Academy of Science" opisują święte wzgórze Baul w południowym Peru. Kilkanaście stuleci temu, zanim nastali Inkowie, była tam tysiącosobowa osada. Nie byłoby to tak zaskakujące, gdyby nie lokalizacja. Wszelkie zapasy, łącznie z wodą, trzeba było transportować na 600-metrową górę. A ufortyfikowanie, urządzenie i utrzymanie tam wystawnego dworu, dwóch świątyń, rzemiosła i dużego browaru wymagało znacznych środków.
Władcy Baul mieli wyłączny dostęp do rytualnego piwa, ozdobnych naczyń, koki, tytoniu, wielu egzotycznych zwierząt sprowadzanych nieraz z miejsc odległych o 1,3 tys. km oraz ozdobnych przedmiotów produkowanych przez inne ówczesne plemiona. Archeolodzy sądzą, że osiedle stanowiło rodzaj ambasady państwa Wari z przedstawicielami najwyższej krajowej arystokracji w charakterze dyplomatów. Taka hipoteza uzasadnia niespotykany przepych, jaki otaczał najznamienitszych mieszkańców. Wari graniczyło na południu z potężnym sąsiadem Tiwanaku, a tylko w okolicach Baul stukilometrowa strefa buforowa była zasiedlona przez oba kraje.
Niełatwo było wyjaśnić osobliwy stan tysiącletnich ruin. Nie odnaleziono śladów postępującego upadku czy ubożenia placówki. Likwidację przeprowadzono szybko, planowo i uświetniono rytualnym podpaleniem wybranych budynków. Największy przedinkaski browar, w którym pracowały kobiety z arystokracji, odegrał ważną rolę. Przed jego spaleniem ucztowano, wznoszono toasty i tłuczono rytualne naczynia. Najlepszym wyjaśnieniem wydarzeń mających miejsce około 1000 r. jest decyzja o likwidacji ambasady. Mogła podjąć ją stolica Wari zapewne na skutek kryzysu w Tiwanaku, wobec którego dyplomatyczne przedstawicielstwo stało się zbędne. Niedługo później oba państwa rozpadły się z nieznanych dotąd przyczyn. Ich następcą było imperium Inków.
Władcy Baul mieli wyłączny dostęp do rytualnego piwa, ozdobnych naczyń, koki, tytoniu, wielu egzotycznych zwierząt sprowadzanych nieraz z miejsc odległych o 1,3 tys. km oraz ozdobnych przedmiotów produkowanych przez inne ówczesne plemiona. Archeolodzy sądzą, że osiedle stanowiło rodzaj ambasady państwa Wari z przedstawicielami najwyższej krajowej arystokracji w charakterze dyplomatów. Taka hipoteza uzasadnia niespotykany przepych, jaki otaczał najznamienitszych mieszkańców. Wari graniczyło na południu z potężnym sąsiadem Tiwanaku, a tylko w okolicach Baul stukilometrowa strefa buforowa była zasiedlona przez oba kraje.
Niełatwo było wyjaśnić osobliwy stan tysiącletnich ruin. Nie odnaleziono śladów postępującego upadku czy ubożenia placówki. Likwidację przeprowadzono szybko, planowo i uświetniono rytualnym podpaleniem wybranych budynków. Największy przedinkaski browar, w którym pracowały kobiety z arystokracji, odegrał ważną rolę. Przed jego spaleniem ucztowano, wznoszono toasty i tłuczono rytualne naczynia. Najlepszym wyjaśnieniem wydarzeń mających miejsce około 1000 r. jest decyzja o likwidacji ambasady. Mogła podjąć ją stolica Wari zapewne na skutek kryzysu w Tiwanaku, wobec którego dyplomatyczne przedstawicielstwo stało się zbędne. Niedługo później oba państwa rozpadły się z nieznanych dotąd przyczyn. Ich następcą było imperium Inków.
Gazeta Wyborcza
Łup