Relacja z wizyty w Kiperze
Wyjazd był oczywiście bardzo udany. Obfitował w liczne atrakcje. Uczestnicy mimo wczesnej pory jak na dzień wolny od pracy, tryskali humorem. Ale do rzeczy: najpierw zbiórka i sprawdzenie czy wszyscy się odliczyli, zajęcie miejsc w samochodzie i wyruszyliśmy. Jako że nasze miasto dzieli od Piotrkowa Trybunalskiego stosunkowo niewielka odległość, nawet nie zauważyliśmy kiedy znaleźliśmy się na miejscu. To urokliwe miasteczko przywitało nas piękną, słoneczną pogodą, więc uzbrojeni w doskonałe humory mogliśmy rozpocząć to, na co wszyscy czekali ...czyli zwiedzanie browaru.
Dzięki uprzejmości piwowara pana Andrzeja Gałasiewicza z bliska zapoznaliśmy się z całym procesem produkcyjnym. Ogromne kadzie i jeszcze większe tanko-fermentatory robiły duże wrażenie, zwłaszcza na uczestnikach, dla których była to pierwsza wizyta w browarze. Pan Andrzej bardzo szczegółowo opisał poszczególne urządzenia, co rusz wtrącając sympatyczne anegdoty. Gdy technologia nie miała już przed nami żadnych tajemnic, mogliśmy spróbować finalnego produktu prosto z tanka. Z każdym kolejnym łykiem utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że prawdziwe „żywe” piwo, nie poddane procesowi filtracji i pasteryzacji, to coś naprawdę wyjątkowego. Gdy jeszcze powstaje w małym regionalnym browarze, w którym warzy się je z pasją i sercem ...no, ale tego trzeba spróbować samemu.
Po zakończonej degustacji zostało nam zademonstrowane laboratorium, w którym to czuwa się nad składem i czystością produkowanego w browarze piwa. Finałem naszej wizyty w Kiperze były zakupy w jego centrum dystrybucji. Gdy bagażnik był już pełny, a bus solidnie dociążony, nie pozostało nam nic innego jak pożegnać się z naszym sympatycznym Przewodnikiem i wyruszyć w stronę centrum miasta.
Tym razem na cel wzięliśmy osławioną na forach internetowych Hospodę Vojaka Švejka mieszcząca się przy ulicy Szewskiej 2, w której można skosztować tradycyjnej czeskiej kuchni oraz niepasteryzowanego, niefiltrowanego piwa z piotrkowskiego browaru. Może zabrzmi to jak kryptoreklama, ale naprawdę warto odwiedzić to miejsce. Sympatyczna i kompetentna obsługa oraz doskonałe piwo to tylko nieliczne z powodów. Nas urzekło danie Oddech Martwej Kochanki – za co bardzo przepraszamy naszego kierowcę – które zamówiliśmy niemal solidarnie. W międzyczasie gościnny właściciel lokalu uraczył nas nieco mocniejszym trunkiem i przybliżył historię lokalu. Klimat gospody i doskonała strawa sprawiły, że z żalem opuszczaliśmy to miejsce.
Do domów wracaliśmy w doskonałych humorach z przeświadczeniem, że okres wakacyjny rozpoczęliśmy jak na prawdziwych członków Bractwa przystało – z kuflem prawdziwego piwa w dłoni!
Na koniec jeszcze raz gorące podziękowania dla Pana Andrzeja Gałasiewicza za możliwość zwiedzenia browaru, wyczerpujące odpowiedzi na nurtujące nas pytania i sympatycznie spędzony czas.
Bartek Ryś