Pogrążeni w żalu...
Z wielkim smutkiem, łącząc wyrazy współczucia zawiadamiamy, że zmarł nasz brat Artur Mikulski - przewodniczący Kręgu Zgierskiego.
Łódź. 2010.07.12Kapituła Bractwa Piwnego, Przewodniczący Rad Starszych Kregów Lokalnych, Komisja nrewizyjna, Trybunał Bractwa Piwnego
Uprzejmie powiadamiam, że pogrzeb zmarłego naszego Brata Artura Mikulskiego z Kręgu Lokalnego w Zgierzu odbędzie się w dniu 15 lipca 2010 roku o godzinie 14,00 na cmentarzu komunalnym w Zgierzu, ul. Spacerowa.
Zbiórka uczestników pogrzebu członków Bractwa o godzinie 13,00 pod siedzibą Kregu Lokalnego Bractwa Piwnego w Zgierzu - klub AgRafla, ul. Mielczarskiego 1, wyjście na cmentarz godz.13.30 .
Pisarz Bractwa Piwnego
brat Stefan Urbaniak
Najczęstszy dialog z Arturem.
- Artur?
- Nie.
Zawsze się droczył. I my też chcieliśmy tak odpowiedzieć, gdy dowiedzieliśmy się o tym, co się stało. Tak byłoby prościej. Powiedzieć „nie”.
Ale co to za sprzeciw, skoro Artur po tym stanowczym „nie”, wstawał i pomagał. Spuszczał na listwę w komputerze jakąś hazardową grę i ruszał na pomoc, nie rezygnując oczywiście z wszystkich kwiecistych określeń typu: ośla łąko, paskudo, trollu, osiołku… Nie wiem co teraz mają zrobić wszystkie te dziewczyny, które nazywał w ten sposób.
Zawsze było tyle śmiechu, docinek… że Arciu to narzeczony Rafała, że w nowym mieszkaniu powinien mieć pokój obok Piotrusia. Wtedy mogliby bez ograniczeń gadać i łazić po lizaki, nucąc „Żono moja” pod nosem...
Życie wszystkich przyjaciół było na pierwszym miejscu, nawet przed jego własnym. A przecież wiedział jak zapełniać sobie czas. Praca, Orfa, Agrafka, Kuźnia, tysiące wyjazdów, w których był niedościgłym kompanem. Czasem tylko zasiadał na skrzynkach po Perle Mocnej, którą uwielbiał i mówił, że dziś to on nie ma nastroju, że ciężko, to on już lepiej pojedzie do domu i sobie jakiś film w telewizji obejrzy.
Po świecie będą krążyć jego książki fantasy, których nikt nie zwróci, tysiące horoskopów, których nie przeczyta z namaszczeniem dla wszystkich pracowników MOK-u, numery telefonów i daty wydarzeń, których nie przypomni zapominalskim, „ćwiartoloty”, których nie napijemy się na obie nóżki.
Zostają w głowie dni wyjątkowe - wszystkie nieprzespane noce podczas Słodkobłękitów, Arciu przemykający z pokoju jurorów do gazetki festiwalowej, kolorowe akcje na początek Stachuriady, spektalke, koncerty.
Zostaną też dni codzienne - Arciu pytający Andrzejka: „No to co wujo, idziemy na papierosa?”
Bo miał swoje słabosci, wady i nałogi – papieros w zębach i kufel piwa w ręku to był jego znak rozpoznawczy. To go nie przekreślało. Przyjmowaliśny go z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Nie sztuką jest zorganizować jakieś spotkanie, nie sztuką jest nauczyć się roli czy wyprodukować piwo, ale największą sztuką jest rozpalić w swoim umyśle, swoim sercu i swojej duszy taki pozytywny ogień, przy którym może ogrzać się grono rodziny, przyjaciół, współbraci, kolegów, współpracowników, znajomych. Arturowi się to udawało, miał w sobie radość życia, zawsze był sobą w życiu codziennym, w pracy, w Pubie "Agrafka", w Zgierskiej Kużni Piwnej, w teatrze "Orfa", na spotkaniach towarzyskich... Miał dla ludzi na tych różnych płaszczyznach życia między innymi dwie rzeczy deficytowe we współczenym świecie: czas i poczucie humoru. Na jego twarzy często gościł uśmiech.
Uśmiech to słońce, które ukazywało się w otwartym oknie jego oblicza i oznajmiało, że serce jest w domu. ..
Wszędzie tam, gdzie Artura było pełno, powiało pustką.
Żegnaj kochany Przyjacielu!
W ostatni piątek byłem w "Agrafce", Artura akurat nie było. Rozmawiałem z moim innym przyjacielem (lat 35) i żartowałem, że co raz mniej wesel, teraz tylko trochę chrzcin i komunii, a i on stwierdził, że ludzie w naszym wieku będą spotykać się na pogrzebach... W niedzielę zmarł Artur Mikulski lat 37. Większość z nas ogladała serial "Czterdziestolatek". W jednym z odcinków główny bohater spotkał się po dwudziestu latach z kolegami ze szkolnej ławy na pogrzebie kolegi i został wytypowany przez niech do wygłoszenia mowy na tym pogrzebie. Mowę wygłsił długą i wzniosłą, a kolegom się potem przyznał, że zmarłego faktycznie nie widział od dwudziestu lat. Natomiast ja o zmarłym Arturze Mikulskim mogę wspomnieć z pozycji znajomego-kolegi i prawie równolatka. Szopenhauer stwierdził kiedyś, że życie ludzkie jest jak parabola, której szczyt przypada na wiek czterdziestu lat. Ludzie przed czterdziestką mniej myślą o śmierci, bo jej po prostu nie widzą. Artur zatem nie wypatrywał śmierci. Żył i dawał innym żyć... Nie sztuką jest zorganizować jakieś spotkanie, nie sztuką jest nauczyć się roli, nie sztuką jest wyprodukować piwo, czy podać smaczne, regionalne piwo z małego lokalnego browaru, ale największą sztuką jest rozpalić w swoim umyśle, swoim sercu i swojej duszy taki pozytywny ogień, przy którym może ogrzać się grono rodziny, przyjaciół, współbraci, kolegów, współpracowników, znajomych. Arturowi się to udawało, miał w sobie radość życia, zawsze był sobą w życiu codziennym, w pracy, w Pubie "Agrafka", w Zgierskiej Kużni Piwnej, w teatrze "Orfa", na spotkaniach towarzyskich... Miał dla ludzi na tych różnych płaszczyznach życia między innymi dwie rzeczy deficytowe we współczenym zabieganym, przepełnionym rywalizacją świecie: czas i poczucie humoru. Na jego twarzy często gościł uśmiech. Uśmiech to słońce, które ukazywało się w otwartym oknie jego oblicza i oznajmiało, że serce jest w domu. .. Będąc sobą, żył mimowolnie tak, że jego przyjaciołom zrobiło się bardzo, bardzo smutno, kiedy nagle umarł. Człowiek żyje faktycznie tyle, ile żyje w ludzkiej pamięci. Niechaj chwile spędzone z Arturem zawsze pozostaną w naszych sercach i głowach.
Kamil Kałużny- Sindbad-Sindi ze Zgierza