Pierwszy minibrowar w Radomskiem
Przez długie lata Delikatesy przy ulicy Moniuszki były dla wielu ludzi centralnym punktem handlowym Radomia. Niebawem to miejsce ma szansę stać się mekką dla smakoszy piwa. W piwnicy będzie bowiem otwarty pierwszy w mieście minibrowar restauracyjny.
Browar jest już gotowy: niemiecka firma zamontowała urządzenia w kilka dni. Obecnie trwają ostatnie prace wykończeniowe. Potem pozostanie jeszcze odbiór restauracji przez odpowiednie służby.
BROWARNIK Z WYBORU
- Przez jakiś czas zastanawiałem się, co można zrobić w piwnicy. Najpierw był pomysł: wydzierżawić i mieć święty spokój. Potem pojawiła się myśl: a może jednak spróbować coś zrobić - opowiada Piotr Piwoński, właściciel kamienicy przy Moniuszki. - Postawiłem na minibrowar, bo tego nie ma w Radomiu. Zanim zapadła decyzja pojeździłem trochę po Europie, podglądałem, pytałem. Zajrzałem do
dziesiątków takich lokali.
Od razu przyjął główne założenie: żadnych eksperymentów, ryzyka, szukania zamienników. Stąd decyzja, aby kompletny minibrowar kupić w renomowanej niemieckiej firmie Kasper Schulz. Działa ona w bawarskim Bambergu, zwanym piwną stolicą świata i specjalizuje się w produkcji urządzeń dla małych i średnich browarów. Z Bawarii będzie przyjeżdżał też do Radomia słód oraz granulat chmielowy.
- Przy okazji okazało się, że w Radomiu mamy dobrej jakości wodę. Przebadali ją bardzo dokładnie niemieccy specjaliści i stwierdzili, że nadaje się do produkcji piwa nawet bez uzdatniania - dodaje właściciel minibrowaru.
Piotr Piwoński zdał się na wiedzę specjalistów z branży przy organizacji pracy minibrowaru. Jest już zatrudniony piwowar, którym został 23-letni Dariusz Doroszkiewicz, absolwent Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Polecił go Andrzej Sadownik, wykładowca w tej uczelni i jednocześnie pasjonat browarnictwa. Młody piwowar przeszedł już szkolenie i staż, rzecz jasna również w Bawarii.
WEDŁUG STAREJ RECEPTURY
Do wyprodukowania piwa metodą tradycyjną potrzeba czterech składników: wody, słodu, chmielu i drożdży. Słód to nic innego jak skiełkowane ziarno jęczmienia lub innych zbóż. W centralnej części minibrowaru w Radomiu umieszczono już efektowne, błyszczące zbiorniki. To warzelnia, czyli serce każdego browaru. W jednym z kotłów słód będzie mieszany z wodą w odpowiednich proporcjach i temperaturze. Potem lepki płyn, zwany brzeczką, jest poddawany kolejnemu procesowi: zacierania, filtracji i gotowania.
- Zacieranie trwa około 1,5 godziny, filtrowanie około 3 godzin. Potem gotuje się płyn z chmielem, co trwa godzinę. Kolejny etap to odfiltrowanie osadów. Wreszcie gorącą odwirowaną brzeczkę przepompuje się rurociągami, zawieszonymi nad głowami gości restauracyjnych, do stacji napowietrzania - zdradza tajniki browarnictwa Dariusz Doroszkiewicz.
Potem brzeczka trafi do jednego z trzech tanków fermentacyjnych, gdzie zatrzyma się na kilka dni (od 3 do 10), a potem popłynie do tanków leżakowych, gdzie będzie przechowywana od trzech tygodni do dwóch miesięcy.
Stąd gotowe już piwo popłynie do nalewaków w barze. Gość restauracyjny, który będzie świadkiem rozpoczęcia procesu warzenia piwa i zechce je koniecznie wypić, będzie więc musiał poczekać co najmniej kilka tygodni.
KTO WYPIJE TO PIWO?
Minibrowar powstanie częściowo za pieniądze z funduszu unijnego finansującego małą i średnią przedsiębiorczość.
- W Warszawie nie dostalibyśmy tych pieniędzy, ale Radom ma duże bezrobocie, więc wniosek przeszedł łatwiej - podkreśla Piotr Piwoński.
Ile kosztowała ta inwestycja? Tego nie chce zdradzić, w każdym bądź razie dużo.
- Na Zachodzie taka inwestycja zwraca się w ciągu dwóch-trzech lat, w Polsce myślę, że trzeba będzie poczekać z pięć-sześć lat - przypuszcza Piotr Piwoński.
Nie wiadomo jeszcze ile będzie kosztowało piwo wyprodukowane w minibrowarze.
- Musimy wziąć pod uwagę zasobność kieszeni radomian, ale trzeba też pamiętać, że taka produkcja jest droższa niż w wielkoprzemysłowych browarach - mówi właściciel. - W Warszawie pół litra piwa z minibrowaru kosztuje 10 złotych, u nas na pewno będzie taniej.
Janusz Petz, Echo Dnia