Picie na straganach nocą na placu Nowym
23.08.2005
(Kraków)Wieczorową porą na straganach na placu Nowym, gdzie za dnia się handluje, zasiadają amatorzy picia piwa na świeżym powietrzu.
W pogodne wieczory na placu Nowym na Kazimierzu powodzeniem cieszą się nie tylko ogródki, ale też stragany. Można tu znaleźć wszystkich: począwszy od lekarza dentysty, poprzez pracownika firmy ubezpieczeniowej, a na grającym na gitarze studencie z Norwegii skończywszy. Wspólnym mianownikiem jest tytka - niepozorna, szara, papierowa torba, na której jeszcze przed dziesięciu laty sklepowe podliczały rachunek.
Jedno z wielu źródeł owego fenomenu bije w pobliskim sklepie monopolowym o wdzięcznej nazwie Piersióweczka i Fajeczka. Legendarna właścicielka, pani Wanda, twierdzi, że pomysł tytek narodził się "z miłości do klienta, z potrzeby stworzenia klientowi poczucia komfortu". Ze względu na położenie sklepu (róg placu Nowego) wielokrotnie przychodzili tu klienci "z zaufaniem", mówiąc wprost, że chcieliby się czegoś napić na placu. Bali się jednak, że policja bądź straż miejska ostro zareagują na spożywanie alkoholu w miejscu publicznym. Pani Wanda pakowała więc butelki i puszki w papier gazetowy, ale popyt był tak wielki, że postanowiła wprowadzić coś praktyczniejszego. Początkowo papierowe torby były dołączane gratisowo do kupionego alkoholu, jednak wciąż rosnące zapotrzebowanie zmusiło panią Wandę do wprowadzenia symbolicznej opłaty 10 gr za tytkę. Na pytanie o pośrednie przyczynianie się do łamania zakazu spożywania alkoholu w miejscach publicznych pani Wanda reaguje niemal oburzeniem. Uważa, że wszędzie na świecie istnieją miejsca poniekąd wyjęte spod prawa i rządzące się swoimi własnymi, umownymi regulacjami. Takim właśnie miejscem jest plac Nowy. Póki nie wynikają z tego problemy, jak chociażby pijackie rozróby, nie powinno się z igły robić wideł.
A potencjalnym awanturnikiem może być każdy, zarówno ten pijący piwo na straganie, jak i spożywający legalnie ten sam trunek w ogródku pubu po przeciwnej stronie jezdni. Zdaniem "straganiarzy" jedyna różnica polega na tym, że za piwo w ogródku trzeba zapłacić średnio 3 zł więcej. Poza tym picie piwa z tytki stało się trendy, tak więc jest wręcz w dobrym guście zrezygnowanie z firmowej szklanki lub kufla na rzecz papierowej torby. Nikt ze "straganiarzy" nie ma poczucia, że łamie prawo. Potwierdza to do pewnego stopnia zachowanie ochrony, straży miejskiej czy też policji. Funkcjonariusze czasami zwracają uwagę, prosząc o schowanie rzucających się w oczy butelek czy puszek. Jeśli zaś ktoś zadaje sobie trud schowania ich do papierowej torby - punkt dla niego, może być niemal pewien, że stróże prawa "nie zauważą" wystającej butelki. Do interwencji dochodzi jedynie w przypadku awanturniczego, agresywnego zachowania. Dlaczego? Wylegitymowanie delikwenta w celu wręczenia mu bileciku z kwotą kary za wykroczenie oznacza dopiero uruchomienie całej procedury, która oficjalnie kończy się w sądzie grodzkim. Tam, oprócz przyłapanego na spożywaniu alkoholu delikwenta, musi się stawić w roli świadka ochroniarz, a także wezwany przez niego policjant. I to wszystko z powodu jednej puszki piwa. Wszyscy zgodnie twierdzą, że "ze względu na małą szkodliwość czynu" jest to strata czasu.
Tymczasem pani Wanda myśli o drukowaniu na tytkach drobnych ogłoszeń - o mieszkaniach do wynajęcia, o pracy, o koncertach w okolicy...
Tytka
Wyraz pochodzi od niemieckiego die tĂĽte, oznaczającego po prostu papierową torbę. W Polsce najczęściej używany jest w Wielkopolsce, na Śląsku i w Łodzi, choć zanika już wraz z papierowymi torbami.
Jedno z wielu źródeł owego fenomenu bije w pobliskim sklepie monopolowym o wdzięcznej nazwie Piersióweczka i Fajeczka. Legendarna właścicielka, pani Wanda, twierdzi, że pomysł tytek narodził się "z miłości do klienta, z potrzeby stworzenia klientowi poczucia komfortu". Ze względu na położenie sklepu (róg placu Nowego) wielokrotnie przychodzili tu klienci "z zaufaniem", mówiąc wprost, że chcieliby się czegoś napić na placu. Bali się jednak, że policja bądź straż miejska ostro zareagują na spożywanie alkoholu w miejscu publicznym. Pani Wanda pakowała więc butelki i puszki w papier gazetowy, ale popyt był tak wielki, że postanowiła wprowadzić coś praktyczniejszego. Początkowo papierowe torby były dołączane gratisowo do kupionego alkoholu, jednak wciąż rosnące zapotrzebowanie zmusiło panią Wandę do wprowadzenia symbolicznej opłaty 10 gr za tytkę. Na pytanie o pośrednie przyczynianie się do łamania zakazu spożywania alkoholu w miejscach publicznych pani Wanda reaguje niemal oburzeniem. Uważa, że wszędzie na świecie istnieją miejsca poniekąd wyjęte spod prawa i rządzące się swoimi własnymi, umownymi regulacjami. Takim właśnie miejscem jest plac Nowy. Póki nie wynikają z tego problemy, jak chociażby pijackie rozróby, nie powinno się z igły robić wideł.
A potencjalnym awanturnikiem może być każdy, zarówno ten pijący piwo na straganie, jak i spożywający legalnie ten sam trunek w ogródku pubu po przeciwnej stronie jezdni. Zdaniem "straganiarzy" jedyna różnica polega na tym, że za piwo w ogródku trzeba zapłacić średnio 3 zł więcej. Poza tym picie piwa z tytki stało się trendy, tak więc jest wręcz w dobrym guście zrezygnowanie z firmowej szklanki lub kufla na rzecz papierowej torby. Nikt ze "straganiarzy" nie ma poczucia, że łamie prawo. Potwierdza to do pewnego stopnia zachowanie ochrony, straży miejskiej czy też policji. Funkcjonariusze czasami zwracają uwagę, prosząc o schowanie rzucających się w oczy butelek czy puszek. Jeśli zaś ktoś zadaje sobie trud schowania ich do papierowej torby - punkt dla niego, może być niemal pewien, że stróże prawa "nie zauważą" wystającej butelki. Do interwencji dochodzi jedynie w przypadku awanturniczego, agresywnego zachowania. Dlaczego? Wylegitymowanie delikwenta w celu wręczenia mu bileciku z kwotą kary za wykroczenie oznacza dopiero uruchomienie całej procedury, która oficjalnie kończy się w sądzie grodzkim. Tam, oprócz przyłapanego na spożywaniu alkoholu delikwenta, musi się stawić w roli świadka ochroniarz, a także wezwany przez niego policjant. I to wszystko z powodu jednej puszki piwa. Wszyscy zgodnie twierdzą, że "ze względu na małą szkodliwość czynu" jest to strata czasu.
Tymczasem pani Wanda myśli o drukowaniu na tytkach drobnych ogłoszeń - o mieszkaniach do wynajęcia, o pracy, o koncertach w okolicy...
Tytka
Wyraz pochodzi od niemieckiego die tĂĽte, oznaczającego po prostu papierową torbę. W Polsce najczęściej używany jest w Wielkopolsce, na Śląsku i w Łodzi, choć zanika już wraz z papierowymi torbami.
Gazeta Wyborcza
Mariola Piotrowska