Oktoberfest 2005
04.10.2005
Oktoberfest roku 2005 wejdzie już na pewno do historii jako ten, na początku którego osiągnięto rekord w odbijaniu pierwszej beczki, gdyż otwarto ją już za drugim razem (dotychczasowy rekord to 3 uderzenia), co stanowi dobrą wróżbę dla otwierającego ją burmistrza. Nam też wydawało się, że Oktoberfest nabiera coraz większego rozmachu, o czym świadczył niewątpliwie problem z dokonaniem rezerwacji już na kilka miesięcy wstecz.
Choć pierwszy tydzień trwania święta pokrzyżowała pogoda, to już chyba następne dni pozwoliły nadrobić straty. Po raz 172. wielbiciele piwa - tego szlachetnego napoju, warzonego w sześciu monachijskich browarach, zjechali się z całego świata. Powiększyła się również liczba namiotów o dwa: Käfer Wies`n - Schänke (pomyślano tu nawet o wydzieleniu drewnianymi żerdziami specjalnych ciągów komunikacyjnych tylko dla personelu) i Nymphenburg Sekt (obydwa zdobione logami Paulanera).
Thresienwiese jak co roku na szesnaście dni przybrało odświętny charakter.
Niebotyczny diabelski młyn, trzy kolejki górskie (osiągające prędkość do 100 km/h), trzy windy podnoszone w górę i opuszczane w dół niemal z przyspieszeniem grawitacyjnym, dziesiątki różnorakich karuzel, hipodrom dla dzieci oraz dziesiątki miejsc gdzie można sprawdzić swoją sprawność i tężyznę, to tylko część atrakcji czekających na gości. Największą jednak atrakcję stanowią namioty mieszczące po kilka, do kilkunastu tysięcy gości. Każdy z nich swoim wystrojem i charakterem nawiązuje do kilkusetletniej bawarskiej tradycji.
Najbardziej chyba oblegane były dwa namioty Augustinera. W jednym z nich pod zielonym dachem, spoczywającym na rozświetlonej setkami lampek konstrukcji, zawieszona została kilkudziesięciometrowa kulista girlanda, z sztucznych gałęzi jodłowych. W dole uwijały się, ubrane w czarne stroje z białymi haftowanymi fartuszkami, miłe kelnerki. W drugim namiocie Fischer - Vroni dodatkową atrakcję stanowiły opiekane na ruszcie pstrągi.
W Hofräu Festzelt o godzinie 20ºº brakowało już wolnych miejsc. Ściany i sufit w namiocie tym udekorowano girlandami i wielkimi kapiącymi chmielem kiściami. W części centralnej, pod sufitem, obracała się kilkumetrowa figurka rubasznego aniołka z harfą – Aloisiusa. Lecz nie ona przyciągała największe zainteresowanie. W dolnej części prym wiodła, o słowiańskiej urodzie, wysoka Weroinika. Ona to z niesamowitym wdziękiem i uśmiechem przyjmowała liczne zamówienia od podchmielonych gości, sprawiając im tym wielką przyjemność. Patrząc w jej błękitne oczy, na blond włosy spięte w koński ogon, panowie dość pochopnie składali liczne zamówienia.
Kolejny namiot Ochsenbreterei (Spaten) przyciąga uwagę, usytuowanymi tuż ponad wejściem, czterema figurami, przedstawiającymi dwie pary w bawarskich strojach obracające na długim ruszcie ponad paleniskiem wielką tuszę wołu. Wewnątrz dominują błękitno białe kolory (barwy Bawarii). W tłumie krzątały się, noszące po kilka Massów (litrowe kufle), ubrane w zielono białe stroje kelnerki.
W Pschorr - Bräurosl sufit zdobiły żółto niebieskie szerokie, rozciągnięte na całej szerokości pasy (żółć i czerń to barwy Monachium), pod nimi wisiały świecące kule.
Namiot Löwenbräu od wielu lat zdobi lew siedzący na dwóch łapach i wznoszący kufel. Co kilkadziesiąt sekund wydobywa on z siebie grubym donośnym basem, przypominającym ryk lwa, słowo Löööwenbräuuu...., dzięki czemu trudno przejść obojętnie obok namiotu.
Z daleka wyróżniał się wielkością namiot Armbrust SchĂĽtzenzelt należący do Paulanera. Organizatorzy nie zapomnieli również o tych, którzy nie mogą znaleźć miejsca wewnątrz namiotów, lub z powodu zbyt silnego natężenia hałasu nie chcą w nich przebywać. Dla nich postawiono dziesiątki licznych straganów gdzie można się pokrzepić połówką kurczaka za 6,1 euro, czy matjasem marynowanym włożonym w podłużną bułkę (3 euro), bawarskimi weisswurstami podawanymi z miodowo słodką musztardą, leberkäse (podawanym na gorąco kawałku wołowo-wieprzowej pieczeni), czy innymi specjałami. Nie można też pominąć spróbowania wielkiego, obsypanego grubą solą precla, stanowiącego niepisane logo Oktoberfest.
Nie uległy też zmianie od ubiegłego roku ceny piwa. Za 1 litr, bo tylko w takiej pojemności serwuje się tam piwo, trzeba zapłacić od 7,1 do 7,15 euro. Jak co roku na to święto, każdy z sześciu, spośród siedmiu browarów monachijskich, szykuje specjalne piwo zwane Oktoberfest (Märzenbier) silnie słodowe z większą lub mniejszą chmielowością.
Co jakiś czas po głównych trasach przemieszczają się wozy dostawcze, wypełnione udekorowanymi beczkami, ciągnione przez sześciokonne lub ośmiokonne zaprzęgi.
Jedną z ciekawych atrakcji jest niewątpliwie zwidzenie od wewnątrz górującego nad Thresienwiese pomnika Bawarii wykonanego z brązu i usytuowanego na kamiennym cokole. W dolnej, cokołowej części, gdzie panuje przyjemny chłód, mimo 25 º C na zewnątrz, w górę wiodą wytarte od częstego wchodzenia, marmurowe schody. W górnej części, gdzie panuje wysoka temperatura i zaduch trzeba wspinać się po ażurowych, metalowych schodach wspartych na specjalnej konstrukcji. Nie lada wyczynem, dla co niektórych, jest jednak pokonanie ostatniego odcinka, czyli przejścia przez szyję do głowy. Przechodzi się go w zgiętej pozycji dokonując niemal ekwilibrystycznych figur, by w końcu dostać się do głowy, gdzie mieszczą się zaledwie cztery osoby, które przez trzy niewielkie otwory mogą spoglądać na całe widowisko poniżej.
Punktualnie o godzinie 22.45 milkną wszystkie grające na poszczególnych scenach orkiestry
i gaszone są wszelkie nagłośnienia na Thresienwiese. Jest to znak do opuszczenia terenu, a miejsce gości zajmują służby porządkowe, by w południe przyjąć nowych, spragnionych uciech i złocistego napoju turystów.
Utrzymanie na tak wielkim terenie porządku ułatwia obowiązkowa, wstępna selekcja odpadów. W wydzielonych miejscach, na obrzeżach ustawiono nie rzucające się w oczy pojemniki na potłuczone kufle, odpady po kurczakach czy z innym przeznaczeniem.
Z boku w obudowanej ażurowymi blachami budowli ukryto posterunek policji i punkt kliniczny, gdzie zwozi się na wózkach, pod specjalnie ukształtowanymi pokrowcami ,,zmęczonych” całym tym zgiełkiem i piwem. W tygodniu włoskim pojawiają się karabinierzy włoscy, by łatwiej zapanować nad głośnymi i podekscytowanymi Włochami. Na obrzeżach dostrzec można konnych policjantów.
Trudno nie wspomnieć też o atmosferze panującej na terenie starego miasta, gdzie pod ratuszem ozdobionym flagami Monachium, Bawarii, Niemiec i Unii Europejskiej około godziny 12 kłębi się tak liczny tłum, że z oporem można się przemieszczać. Warto też odwiedzić rynek, na którym pośród licznych straganów, zaopatrzonych niemal we wszystko, siedząc w ogródku można skosztować piwa ciemnego, pszenicznego lub MĂĽnchner Paulanera. Pomiędzy licznymi turystami przemykają ubrani w ludowe stroje mieszkańcy z całej Bawarii.
Wstępne szacunki, oparte między innymi na liczbie zarezerwowanych miejsc w Monachium
i jego okolicy (dojazd z położonych na obrzeżach miasta dzielnic, metrem zajmie do pół godziny) mówią o liczbie od 4,5 miliona do nawet 6 milionów gości. Dojazd z lotniska w Erdingu, położonego od Monachium o około 30 km, zajmuje specjalną linią metra około 30 minut. Wszystko to, plus dojazd autostradami zwieńczonymi ,,ringiem”, znacznie ułatwia dotarcie tak licznej rzeszy turystów z całego świata.
Znaczne przychody stanowi również sprzedaż ozdobnych okolicznościowych kufli, jak
i wszelkiego rodzaju bibelotów zbędnego przeznaczenia.
Dostrzegane są też zmiany, stanowiące swoisty wyłom w tradycji. W niektórych namiotach, lub w ich wydzielonej części raczyć się można winem lub rozlicznymi nalewkami i drinkami przekąszając słodkim ciastkiem (na wszystkim można zarobić).
Osobiście uważam, że każdy wielbiciel piwa i dobrej zabawy powinien choć raz w życiu wziąć udział w tym jednym z największych świąt piwnych na świecie. Można znaleźć z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem miejsca w tanich hotelach, schroniskach młodzieżowych lub kwaterach prywatnych za około trzydzieści parę euro (łącznie z okolicznościową opłatą z Oktoberfest ) miejsce noclegowe. Można żywić się w dziesiątkach sklepików spożywczych na terenie całego Monachium. Niekorzystna jest może tylko cena piwa ale trzeba w nią wkalkulować doskonałą atmosferę i wyśmienitą zabawę.
Thresienwiese jak co roku na szesnaście dni przybrało odświętny charakter.

Najbardziej chyba oblegane były dwa namioty Augustinera. W jednym z nich pod zielonym dachem, spoczywającym na rozświetlonej setkami lampek konstrukcji, zawieszona została kilkudziesięciometrowa kulista girlanda, z sztucznych gałęzi jodłowych. W dole uwijały się, ubrane w czarne stroje z białymi haftowanymi fartuszkami, miłe kelnerki. W drugim namiocie Fischer - Vroni dodatkową atrakcję stanowiły opiekane na ruszcie pstrągi.
W Hofräu Festzelt o godzinie 20ºº brakowało już wolnych miejsc. Ściany i sufit w namiocie tym udekorowano girlandami i wielkimi kapiącymi chmielem kiściami. W części centralnej, pod sufitem, obracała się kilkumetrowa figurka rubasznego aniołka z harfą – Aloisiusa. Lecz nie ona przyciągała największe zainteresowanie. W dolnej części prym wiodła, o słowiańskiej urodzie, wysoka Weroinika. Ona to z niesamowitym wdziękiem i uśmiechem przyjmowała liczne zamówienia od podchmielonych gości, sprawiając im tym wielką przyjemność. Patrząc w jej błękitne oczy, na blond włosy spięte w koński ogon, panowie dość pochopnie składali liczne zamówienia.
Kolejny namiot Ochsenbreterei (Spaten) przyciąga uwagę, usytuowanymi tuż ponad wejściem, czterema figurami, przedstawiającymi dwie pary w bawarskich strojach obracające na długim ruszcie ponad paleniskiem wielką tuszę wołu. Wewnątrz dominują błękitno białe kolory (barwy Bawarii). W tłumie krzątały się, noszące po kilka Massów (litrowe kufle), ubrane w zielono białe stroje kelnerki.
W Pschorr - Bräurosl sufit zdobiły żółto niebieskie szerokie, rozciągnięte na całej szerokości pasy (żółć i czerń to barwy Monachium), pod nimi wisiały świecące kule.
Namiot Löwenbräu od wielu lat zdobi lew siedzący na dwóch łapach i wznoszący kufel. Co kilkadziesiąt sekund wydobywa on z siebie grubym donośnym basem, przypominającym ryk lwa, słowo Löööwenbräuuu...., dzięki czemu trudno przejść obojętnie obok namiotu.
Z daleka wyróżniał się wielkością namiot Armbrust SchĂĽtzenzelt należący do Paulanera. Organizatorzy nie zapomnieli również o tych, którzy nie mogą znaleźć miejsca wewnątrz namiotów, lub z powodu zbyt silnego natężenia hałasu nie chcą w nich przebywać. Dla nich postawiono dziesiątki licznych straganów gdzie można się pokrzepić połówką kurczaka za 6,1 euro, czy matjasem marynowanym włożonym w podłużną bułkę (3 euro), bawarskimi weisswurstami podawanymi z miodowo słodką musztardą, leberkäse (podawanym na gorąco kawałku wołowo-wieprzowej pieczeni), czy innymi specjałami. Nie można też pominąć spróbowania wielkiego, obsypanego grubą solą precla, stanowiącego niepisane logo Oktoberfest.
Nie uległy też zmianie od ubiegłego roku ceny piwa. Za 1 litr, bo tylko w takiej pojemności serwuje się tam piwo, trzeba zapłacić od 7,1 do 7,15 euro. Jak co roku na to święto, każdy z sześciu, spośród siedmiu browarów monachijskich, szykuje specjalne piwo zwane Oktoberfest (Märzenbier) silnie słodowe z większą lub mniejszą chmielowością.
Co jakiś czas po głównych trasach przemieszczają się wozy dostawcze, wypełnione udekorowanymi beczkami, ciągnione przez sześciokonne lub ośmiokonne zaprzęgi.
Jedną z ciekawych atrakcji jest niewątpliwie zwidzenie od wewnątrz górującego nad Thresienwiese pomnika Bawarii wykonanego z brązu i usytuowanego na kamiennym cokole. W dolnej, cokołowej części, gdzie panuje przyjemny chłód, mimo 25 º C na zewnątrz, w górę wiodą wytarte od częstego wchodzenia, marmurowe schody. W górnej części, gdzie panuje wysoka temperatura i zaduch trzeba wspinać się po ażurowych, metalowych schodach wspartych na specjalnej konstrukcji. Nie lada wyczynem, dla co niektórych, jest jednak pokonanie ostatniego odcinka, czyli przejścia przez szyję do głowy. Przechodzi się go w zgiętej pozycji dokonując niemal ekwilibrystycznych figur, by w końcu dostać się do głowy, gdzie mieszczą się zaledwie cztery osoby, które przez trzy niewielkie otwory mogą spoglądać na całe widowisko poniżej.
Punktualnie o godzinie 22.45 milkną wszystkie grające na poszczególnych scenach orkiestry
i gaszone są wszelkie nagłośnienia na Thresienwiese. Jest to znak do opuszczenia terenu, a miejsce gości zajmują służby porządkowe, by w południe przyjąć nowych, spragnionych uciech i złocistego napoju turystów.
Utrzymanie na tak wielkim terenie porządku ułatwia obowiązkowa, wstępna selekcja odpadów. W wydzielonych miejscach, na obrzeżach ustawiono nie rzucające się w oczy pojemniki na potłuczone kufle, odpady po kurczakach czy z innym przeznaczeniem.
Z boku w obudowanej ażurowymi blachami budowli ukryto posterunek policji i punkt kliniczny, gdzie zwozi się na wózkach, pod specjalnie ukształtowanymi pokrowcami ,,zmęczonych” całym tym zgiełkiem i piwem. W tygodniu włoskim pojawiają się karabinierzy włoscy, by łatwiej zapanować nad głośnymi i podekscytowanymi Włochami. Na obrzeżach dostrzec można konnych policjantów.
Trudno nie wspomnieć też o atmosferze panującej na terenie starego miasta, gdzie pod ratuszem ozdobionym flagami Monachium, Bawarii, Niemiec i Unii Europejskiej około godziny 12 kłębi się tak liczny tłum, że z oporem można się przemieszczać. Warto też odwiedzić rynek, na którym pośród licznych straganów, zaopatrzonych niemal we wszystko, siedząc w ogródku można skosztować piwa ciemnego, pszenicznego lub MĂĽnchner Paulanera. Pomiędzy licznymi turystami przemykają ubrani w ludowe stroje mieszkańcy z całej Bawarii.
Wstępne szacunki, oparte między innymi na liczbie zarezerwowanych miejsc w Monachium
i jego okolicy (dojazd z położonych na obrzeżach miasta dzielnic, metrem zajmie do pół godziny) mówią o liczbie od 4,5 miliona do nawet 6 milionów gości. Dojazd z lotniska w Erdingu, położonego od Monachium o około 30 km, zajmuje specjalną linią metra około 30 minut. Wszystko to, plus dojazd autostradami zwieńczonymi ,,ringiem”, znacznie ułatwia dotarcie tak licznej rzeszy turystów z całego świata.
Znaczne przychody stanowi również sprzedaż ozdobnych okolicznościowych kufli, jak
i wszelkiego rodzaju bibelotów zbędnego przeznaczenia.
Dostrzegane są też zmiany, stanowiące swoisty wyłom w tradycji. W niektórych namiotach, lub w ich wydzielonej części raczyć się można winem lub rozlicznymi nalewkami i drinkami przekąszając słodkim ciastkiem (na wszystkim można zarobić).
Osobiście uważam, że każdy wielbiciel piwa i dobrej zabawy powinien choć raz w życiu wziąć udział w tym jednym z największych świąt piwnych na świecie. Można znaleźć z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem miejsca w tanich hotelach, schroniskach młodzieżowych lub kwaterach prywatnych za około trzydzieści parę euro (łącznie z okolicznościową opłatą z Oktoberfest ) miejsce noclegowe. Można żywić się w dziesiątkach sklepików spożywczych na terenie całego Monachium. Niekorzystna jest może tylko cena piwa ale trzeba w nią wkalkulować doskonałą atmosferę i wyśmienitą zabawę.
Marek Suliga