Aktualności

« poprzedni  |  powrót do listy  |  następny »

Niebieska inżynieria

01.08.2004

Od początku swojego istnienia cystersi słynęli z mistrzowskich, innowacyjnych rozwiązań w prowadzeniu gospodarstw i przetwórstwie rolno-ogrodniczym. Jedną ze "specjalności zakładu" było zakonne piwo. Dlaczego więc ojcowie z klasztoru w Szczyrzycu nie mieli sięgnąć po uświęcone tradycje, tym razem z bardziej biznesowym podtekstem?
Kiedyś miały wymyślne imiona (w klasztornych księgach zachowały się m.in. Białucha i Kwiatucha), dziś żółte kolczyki w uszach. Żółte, bo unijne. Krowy karnie podchodzą do urządzenia precyzyjnie wydzielającego im dawkę paszy. - Jedzą tyle, ile im komputer pozwoli - śmieje się ks. Eugeniusz Włodarczyk, ojciec opat cysterskiego klasztoru w Szczyrzycu pod Krakowem. Trudno powiedzieć, z czego jest bardziej dumny - z supernowoczesnej obory czy jej mieszkańców. Szczyrzycki klasztor ma bowiem największą w Polsce hodowlę i jedyne stado zachowawcze ginącego gatunku - rasy polskiej czerwonej. Przed nią być może wielka przyszłość, bo coraz więcej badań wskazuje na to, że to jedyny gatunek krowy odpornej na BSE.

Ojcowie piwowarzy

Na razie jednak o Szczyrzycu głośno z zupełnie innego powodu - piwa Frater. Mariaż Browaru Belgia z reprezentującą klasztor spółką Dominium budzi wiele kontrowersji. Już zaangażowanie instytucji kościelnej w komercyjne przedsięwzięcie byłoby wystarczającym pretekstem do gorących dyskusji ideologicznych. A co dopiero, gdy zakonny habit służy do promocji piwa? - Negatywne opinie formułują ci, którzy nie znają filozofii i historii cystersów. Ona mieści się w słowach "ora et labora", czyli módl się i pracuj - spokojnie tłumaczy Krzysztof Czwartkiewicz, prezes Dominium. - Nie robimy nic złego. Gdybyśmy złamali którąś z reguł zakonu, opat byłby pierwszym, który zrobiłby nam awanturę. Każda decyzja jest z nim bardzo długo dyskutowana, ojciec musi poznać wszystkie mechanizmy. Oczywiście, nie możemy udawać, że historia stanęła w miejscu, ale wszelkie dostosowania do wymogów dzisiejszego rynku starannie ważymy. Dlatego np. kampania reklamowa nie jest agresywna, napastliwa, tylko informująca o pojawieniu się nowego produktu.

Przypomina, że większość krajów europejskich kultywuje tradycję piwa klasztornego (najbardziej znane marki: Leffe, Grimbergen czy Steenbrugge), a Szczyrzyc ma nader bogatą złocistą historię - piwo warzono je tu nieprzerwanie przez ponad 370 lat, począwszy od 1623 r. Najlepsze czasy browaru (250 tysięcy hektolitrów złocistego trunku rocznie) przypadały na lata 1925-1945. Niestety, komunizm mocno doświadczył szczyrzyckich cystersów - odebrano im prawie cały majątek, zniszczono w nich umiejętność prowadzenia biznesu, sprowadzano do roli opiekunów przyklasztornego ogródka. W 1951 r. jedyny browar klasztorny między Łabą a Władywostokiem znacjonalizowano. Państwowa własność nie wyszła mu na dobre. Piwo tu warzone sprzedawano wprawdzie pod wymyślnymi nazwami (Czarny Mnich, Pils Klasztorny, Eliksir, Dama Pik, Gryf), ale - delikatnie mówiąc - nie cieszyło się ono uznaniem piwoszy. W 1993 r. ojcowie odzyskali browar, ale trzy lata później zaprzestali produkcji, by nie firmować swoim wizerunkiem tak złej jakości piwa.

Innowacje i dotacje

Od początku istnienia cystersi słynęli z mistrzowskich, innowacyjnych rozwiązań w prowadzeniu gospodarstw i przetwórstwie rolno-ogrodniczym. Odnaleziono nawet zapiski, z których wynika, że nierzadko zatrudniali zewnętrznych świeckich zarządców majątku. Dziś powiedzielibyśmy - menedżerów. Tę rolę spełnia spółka Dominium. Dodatkowym argumentem za jej powołaniem była chęć zachowania pełnej przejrzystości biznesu. To ważne, bo ostatnio kilka przedsięwzięć religijno-świeckich (z drukarnią Stella Maris na czele) zakończyło się w atmosferze skandalu. - Rozliczamy się z każdej złotówki. Płacimy podatki, choć zostawienie zarządzania w gestii klasztoru pozwoliłoby ich uniknąć - mówi Czwartkiewicz. Kiedyś prowadzenie spółki przejmą młodzi cystersi. Ojciec Eugeniusz dba, by odebrali staranne wykształcenie menedżerskie - obecnie kilku z nich studiuje marketing i zarządzanie.

Pomysł stworzenia Dominium zaszczepili w nim w 2000 r. Krzysztof Czwartkiewicz i Elżbieta Adamek. Ona była dyrektorem kontroli rynku w Okocimiu i wiceprezesem ART FM (agencji promocji i reklamy RMF FM), dziś pracuje w należącej do jej rodziny, największej w Krakowie, firmie cukierniczej. On właśnie zrezygnował z funkcji wiceprezesa Okocimia, odpowiedzialnego za sprzedaż i marketing. Wcześniej był współzałożycielem i prezesem konkurencyjnej spółki dystrybucyjnej Żywiec Trade. Wywindował Okocim na poziom udziału w rynku, którego nigdy potem już w firmie rodem z Brzeska nie widziano. Nie mógł jednak pogodzić się z wizją Carlsberga (stopniowego zastępowania marek lokalnych globalnym brandem), zależało mu też na zwolnieniu tempa życia i zajęciu się czymś bardziej twórczym. Zanim w gronie byłych współpracowników wpadł na pomysł ożywienia klasztoru, doświadczył tego, jak szybko zapomina się o menedżerach w spoczynku, choćby tych najlepszych. Dziś żyje z doradztwa, pasję rezerwując dla Dominium.

- Takie projekty wymagają zaangażowania, profesjonalizmu, szczęścia, zbiegów okoliczności, ale przede wszystkim pasji - mówi Czwartkiewicz. Pasji, która pozwala angażować się niezarobkowo (dopóki skala działalności nie będzie wymagała rezygnacji z zarobkowych zajęć, pracują dla Dominium społecznie) w przedsięwzięcia służące rozwojowi lokalnych społeczności. Na dowód Czwartkiewicz kreśli na kartce szybko kilka strzałek, pokazując, gdzie tkwią możliwości. Krowa czerwona - środki z Unii na zachowanie ginących gatunków. Produkcja serów - z funduszu na ratowanie lokalnych kultur. Remont drogi dojazdowej do klasztoru i kanalizacji - z funduszu tworzenia miejsc pracy w rejonach o wysokim bezrobociu. Każde zadanie to kilka nowych miejsc pracy w regionie srodze doświadczonym bezrobociem. - We wszystkim trzeba zachować umiar. Dbamy o jasny rozdział pomiędzy duchowymi wartościami a komercją. Klasztor ma być miejscem kultu, towarzyszące mu przedsięwzięcia mogą przynosić miejsca pracy - mówią jednym głosem ojciec Eugeniusz i szef Dominium.


Dirk Aarts - dyrektor marketingu Browaru Belgia
Nasz mariaż ze szczyrzyckim klasztorem nie jest tak niezwykły, jak mogłoby się wydawać. Idea rozważnego komercjalizowania przez prywatne firmy produktów klasztornych (piwa, wina, likierów, serów, chleba), choć w Polsce dotychczas praktycznie nieobecna, w innych krajach jest bardzo popularna. Wśród piw należy wymienić choćby Leffe (produkowane przez Interbrew), Affligem (Heineken) czy Grimbergen (Newcastle).

W 1998 r. Szczyrzyc szukał partnera, by reaktywować działalność piwowarską. Belgijscy trapiści skierowali ich do nas, gdyż nasz właściciel (Palm Breweries) ma ogromny know-how w produkcji specjalistycznych piw (w tym klasztornych). By zaistnieć na rynku, Frater potrzebował sześciu lat. Tyle czasu było niezbędne, by obie strony zyskały pewność, że kontrakt uwzględnia ważne dla nich wartości. Teraz wszystko powinno potoczyć się już znacznie szybciej - mamy nadzieję, że do końca roku Frater znajdzie się wśród najczęściej kupowanych piw w Polsce.

Frater unijny

Właśnie dlatego powstał Frater. - Potrzebowaliśmy wkładu własnego na projekty finansowane z UE - mówi otwarcie Krzysztof Czwartkiewicz. Wpływów otrzymywanych od Browaru Belgia (z tytułu opłat licencyjnych od wielkości sprzedaży) starczy również na gruntowny remont klasztoru. Na ten sam cel "pracuje" woda (na licencji rozlewa ją jedna z muszyńskich rozlewni), ale tu skala operacji jest dużo mniejsza - wodę Ojców Cystersów można dostać w wybranych sklepach na terenie Małopolski, ale na pewno uraczą nią bardzo gościnni szczyrzyccy gospodarze.
- Na piwie i wodzie kończy się komercja. Wszystkie pozostałe projekty (np. produkcja piwa w minibrowarze) będą realizowane lokalnie, według zupełnie innych receptur - zapowiada Czwartkiewicz.

Pięcioletnia strategia Dominium zakłada odbudowę przy klasztorze minibrowaru (piwo będzie warzone według jeszcze staranniej przestrzeganych historycznych receptur), otwarcie muzeum browarnictwa, głównie klasztornego (na to Unia też ma fundusz), rozpoczęcie produkcji białych serów (najprawdopodobniej w październiku 2005 r.), dalsze inwestycje w gospodarstwo rolne oraz budowę hotelu i domu pielgrzyma. Zasada podobnie jak przy Fraterze: hotel, a w zasadzie gościniec z klasztornymi celami na potrzeby ludzi spragnionych wyciszenia (najprawdopodobniej przed wejściem będą musieli rozstać się z komórkami i laptopami) ma zarobić na dom pielgrzyma.

Drogi Browaru Belgia i Dominium nie mogły się nie zejść. Ci pierwsi po sukcesie Gingera szukali kolejnego oryginalnego pomysłu na piwo, drudzy - potrzebowali licencjobiorcy. Obie strony bardzo sobie chwalą współpracę. Osoby związane z projektem często odwołują się do niewiarygodnych splotów okoliczności. - Gdy sytuacja wydaje się być bez wyjścia, jakiś niespodziewany telefon czy spotkanie otwierają przed nami nowe możliwości - mówi Elżbieta Adamek. Choćby kwestia samej nazwy. Dominium powstało jako owoc burzy mózgów. W tym roku przypadkiem trafili na zapiski mówiące o tym, że pod taką nazwą rzeczywiście w przeszłości funkcjonowało przyklasztorne gospodarstwo. Ojciec Henryk Jędrzejewski, najstarszy z ojców, dusza klasztoru i kustosz jego muzeum ma na to tylko jedną odpowiedź: niebieska inżynieria. Sam kolekcjonuje wszystkie pamiątki po szczyrzyckim browarze - butelki, nalepki (zdobył ich już 54).

Ostatnio Szczyrzyc przypadkiem (niebieska inżynieria?) odwiedzili przedstawiciele światowej organizacji Slow Food. Byli pod wrażeniem ich programu zachowania krów czerwonych. Żywo zareagowali też na pomysł produkcji białych serów według tradycyjnych cysterskich przepisów. Zaprosili Dominium na słynne targi Slow Food w Turynie. Ale i bez tego klasztor sobie świetnie radzi - dzięki promocji Szczyrzyc w ubiegłym roku odwiedziło dwa razy więcej pielgrzymów niż w minionych latach.





Businessman

MAŁGORZATA REMISIEWICZ