Lepszy leżak czy łódzkie mocne? Polsko-czeska wojna o piwo
25.01.2008
W Łodzi zdarzyła się rzecz niebywała. Zakon bractwa piwnego z Pragi natarł na warownię polskiego zakonu bractwa piwnego przy ul. Piotrkowskiej 6. Przybysze otworzyli ogień z antałków wypełnionych dwunastoma gatunkami czeskiego piwa.
Nasi odpowiedzieli salwą z butelek "nabitych" trunkami z browarów w Łodzi, Nakle, Ciechanowie, Czarnkowie, Tychach i Okocimiu. Gdy nastała północ, palby ucichły, by odezwać się dnia następnego, tym razem w Muzeum Kinematografii przy pl. Zwycięstwa. Szala przechylała się to na jedną, to na drugą stronę, aż w końcu walki ustały. Gdy wiatr rozwiał zapach chmielu, a w ziemię wsiąkła bitewna piana, wielcy mistrzowie obu zakonów padli sobie w ramiona i zawarli w działającej na terenie Manufaktury restauracji piwnej Bierhalle Przymierze Manufakturskie.
"Nie ma o co się prać" - przemówili jednym głosem - bo choć polskie i czeskie piwa różnią się duchem narodowym, są tak samo smaczne, a pite z umiarem wychodzą na zdrowie.
Co kraj, to obyczaj
Tomas Erlich - prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Piwa z siedzibą w Pradze, i Marek Suliga, Wielki Mistrz Bractwa Piwnego z siedzibą w Łodzi, na zgodę spełnili toast kuflami piwa z minibrowaru restauracji Bierhalle. Obaj stwierdzili, że na niczym tak im nie zależy, jak na propagowaniu konsumpcji piwa z małych warzelni, które ledwo dyszą pod naporem wielkich kompanii piwowarskich produkujących trunki na jedno kopyto.
- Produktom międzynarodowych browarów z Żywca, Tych czy Okocimia nie można nic zarzucić, poza jednym: są podobne w smaku i nie mają duszy - twierdzi Marek Suliga.
W Czechach sytuacja jest podobna: prym wiodą trzy wielkie zagraniczne koncerny. Stawiają im czoło grupy narodowe: czesko-słowacki Drink Union i wyłącznie czeski PMS Pszerow.
- Każdy z tych wielkich piwowarów wlewa w czeskie kufle najmniej po kilka milionów hektolitrów rocznie - obliczył Tomas Erlich. - Ale naszą tajną bronią są piwa warzone - jak się w Czechach mówi - "koło komina", czyli w 63 minibrowarach o rocznej wydajności do 200 tysięcy hektolitrów.
Prezydent z kuflem w dłoni
W Czechach piwo nazywane jest chlebem w płynie. - Bo ma smak chleba dzięki goryczce, którą nadają mu bardzo aromatyczne młode szyszki chmielu o nazwie czervenec uprawianego wokół miejscowości Żatec. Wasze, a nawet niemieckie czy belgijskie gatunki piwa w porównaniu z naszymi są za słodkie - lekko się krzywi. - Dlatego aż 90 procent tego trunku wypijanego przez Czechów to piwo czeskie, nasz narodowy napój. Jest jak państwowe logo. Nawet prezydent Vaclav Havel fotografuje się z kuflem w dłoni. Bez piwa nie ma biesiady, nie ma pracy, nie ma narad nawet na najwyższym szczeblu, nie ma nic. Kierowcy też są po kufelku, ale... bezalkoholowym. To dla nich produkujemy coraz więcej piwa bez procentów, gdyż u nas dopuszczalna zawartość alkoholu we krwi prowadzącego samochód wynosi... zero!
Tomas zapewnia, że Czesi nie upijają się bohemskim leżakiem czy prazdrojem z Pilzna.
- W szyszkach chmielu czerveneckiego jest dużo lipuliny, a ona tak szybko usypia, że człowiek nie zdąży się upić - śmieje się wódz czeskiego bractwa.
Czas na... browar z Łodzi
Tomas Erlich tylko raz był w Warszawie, ale już czterokrotnie w Łodzi.
- Bo u was jest tyle ładnych kobiet, a przy Piotrkowskiej tyle przytulnych i serwujących znakomite piwa pubów z Domem Piwa Peron 6 na czele, że tylko pozazdrościć - mówi ze szczerym zachwytem.
Przyznaje, że piętnaście lat temu nawet pod groźbą tortur wąsów by w polskim piwie nie umoczył. Zmienił jednak zdanie, gdy Bractwo Piwne urządziło w Czechach pierwszą degustację trunków z małych regionalnych browarów znad Wisły.
- Najbardziej smakuje mi Mocne Łódzkie - przyznaje, jednocześnie dziwiąc się, że praktycznie jest ono w Łodzi nieznane.
Chwali też jasnego Ciechana i Miodowe - oba gatunki z Ciechanowa, Koźlaka i niepasteryzowanego Złotego Lwa z browaru Amber w Bielkówku i Irlandzie Mocne z Nakła, które zdobyło tytuł Piwa Roku 2007.
Marek Suliga, Wielki Mistrz Bractwa Piwnego dolewa oliwy do ognia.
- Co prawda w kraju Tomasa spożycie piwa na głowę wynosi 158 litrów, a u nas tylko 85, ale w piwach niepasteryzowanych z polską duszą, niesłusznie nazywanych mętnymi, bijemy Czechów na głowę - pręży dumnie pierś.
Na koniec przywódcy piwnej braci z Czech i Polski przyrzekli sobie postanowienia Przymierza Manufakturskiego całą potęgą swych organizacji wspierać, a nade wszystko propagować wśród handlowców i restauratorów warzone przez małe browary piwo z duszą.
"Nie ma o co się prać" - przemówili jednym głosem - bo choć polskie i czeskie piwa różnią się duchem narodowym, są tak samo smaczne, a pite z umiarem wychodzą na zdrowie.
Co kraj, to obyczaj
Tomas Erlich - prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Piwa z siedzibą w Pradze, i Marek Suliga, Wielki Mistrz Bractwa Piwnego z siedzibą w Łodzi, na zgodę spełnili toast kuflami piwa z minibrowaru restauracji Bierhalle. Obaj stwierdzili, że na niczym tak im nie zależy, jak na propagowaniu konsumpcji piwa z małych warzelni, które ledwo dyszą pod naporem wielkich kompanii piwowarskich produkujących trunki na jedno kopyto.
- Produktom międzynarodowych browarów z Żywca, Tych czy Okocimia nie można nic zarzucić, poza jednym: są podobne w smaku i nie mają duszy - twierdzi Marek Suliga.
W Czechach sytuacja jest podobna: prym wiodą trzy wielkie zagraniczne koncerny. Stawiają im czoło grupy narodowe: czesko-słowacki Drink Union i wyłącznie czeski PMS Pszerow.
- Każdy z tych wielkich piwowarów wlewa w czeskie kufle najmniej po kilka milionów hektolitrów rocznie - obliczył Tomas Erlich. - Ale naszą tajną bronią są piwa warzone - jak się w Czechach mówi - "koło komina", czyli w 63 minibrowarach o rocznej wydajności do 200 tysięcy hektolitrów.
Prezydent z kuflem w dłoni
W Czechach piwo nazywane jest chlebem w płynie. - Bo ma smak chleba dzięki goryczce, którą nadają mu bardzo aromatyczne młode szyszki chmielu o nazwie czervenec uprawianego wokół miejscowości Żatec. Wasze, a nawet niemieckie czy belgijskie gatunki piwa w porównaniu z naszymi są za słodkie - lekko się krzywi. - Dlatego aż 90 procent tego trunku wypijanego przez Czechów to piwo czeskie, nasz narodowy napój. Jest jak państwowe logo. Nawet prezydent Vaclav Havel fotografuje się z kuflem w dłoni. Bez piwa nie ma biesiady, nie ma pracy, nie ma narad nawet na najwyższym szczeblu, nie ma nic. Kierowcy też są po kufelku, ale... bezalkoholowym. To dla nich produkujemy coraz więcej piwa bez procentów, gdyż u nas dopuszczalna zawartość alkoholu we krwi prowadzącego samochód wynosi... zero!
Tomas zapewnia, że Czesi nie upijają się bohemskim leżakiem czy prazdrojem z Pilzna.
- W szyszkach chmielu czerveneckiego jest dużo lipuliny, a ona tak szybko usypia, że człowiek nie zdąży się upić - śmieje się wódz czeskiego bractwa.
Czas na... browar z Łodzi
Tomas Erlich tylko raz był w Warszawie, ale już czterokrotnie w Łodzi.
- Bo u was jest tyle ładnych kobiet, a przy Piotrkowskiej tyle przytulnych i serwujących znakomite piwa pubów z Domem Piwa Peron 6 na czele, że tylko pozazdrościć - mówi ze szczerym zachwytem.
Przyznaje, że piętnaście lat temu nawet pod groźbą tortur wąsów by w polskim piwie nie umoczył. Zmienił jednak zdanie, gdy Bractwo Piwne urządziło w Czechach pierwszą degustację trunków z małych regionalnych browarów znad Wisły.
- Najbardziej smakuje mi Mocne Łódzkie - przyznaje, jednocześnie dziwiąc się, że praktycznie jest ono w Łodzi nieznane.
Chwali też jasnego Ciechana i Miodowe - oba gatunki z Ciechanowa, Koźlaka i niepasteryzowanego Złotego Lwa z browaru Amber w Bielkówku i Irlandzie Mocne z Nakła, które zdobyło tytuł Piwa Roku 2007.
Marek Suliga, Wielki Mistrz Bractwa Piwnego dolewa oliwy do ognia.
- Co prawda w kraju Tomasa spożycie piwa na głowę wynosi 158 litrów, a u nas tylko 85, ale w piwach niepasteryzowanych z polską duszą, niesłusznie nazywanych mętnymi, bijemy Czechów na głowę - pręży dumnie pierś.
Na koniec przywódcy piwnej braci z Czech i Polski przyrzekli sobie postanowienia Przymierza Manufakturskiego całą potęgą swych organizacji wspierać, a nade wszystko propagować wśród handlowców i restauratorów warzone przez małe browary piwo z duszą.
Express Ilustrowany
Bohdan Dmochowski