Aktualności

« poprzedni  |  powrót do listy  |  następny »

Kaucja na puszki dobiła niemieckie browary

22.10.2004

W Niemczech kompletnie załamała się sprzedaż piwa w puszkach - w ciągu roku spadła o 70 proc.
Rozgłos towarzyszący co roku świętu piwa Oktoberfest tylko maskuje pogarszającą się kondycję największego w Europie rynku piwa. Z roku na rok Niemcy coraz mniej chętniej sięgają po kufle.

W ciągu ostatnich pięciu lat rynek kurczył się średnio o 2-3 proc. rocznie. Według danych zrzeszającej piwowarów organizacji Deutscher Brauer Bund w ubiegłym roku spożycie po raz pierwszy od początku lat 90. spadło poniżej 100 mln hl. Statystyczny Niemiec wypił "ledwie" 117 litrów piwa - o dziesięć mniej niż pięć lat temu. Tym samym powiększa się dystans do europejskich liderów tej klasyfikacji - więcej na głowę piją Irlandczycy (125 litrów), a w naszej części kontynentu - Czesi (159 litrów). Nasz rynek to blisko 73 litry "na głowę" (łącznie ok. 27 mln hl).

Portfele niemieckich piwoszy odchudziło spowolnienie gospodarcze. Co gorsza, w zeszłym roku rząd zaostrzył przepisy proekologiczne dotyczące opakowań bezzwrotnych. Chciał, aby mniej aluminiowych puszek czy plastikowych butelek trafiało do śmieci, więc wprowadził kaucję 25 centów za opakowanie do 1,5 litra (50 centów powyżej tej objętości).

Wpędził tym browary w potężne tarapaty, bo piwosze po prostu przestali kupować piwo w puszkach. Jak wynika z najnowszego raportu firmy doradczej Canadean, w 2003 r. mimo dobrej pogody sprzedano w Niemczech aż o 70 proc. mniej piwa w puszkach niż w poprzednich latach, kiedy ten segment rynku notował systematyczny wzrost po kilka procent. Wzrost napędzany był w dużej mierze laniem do puszek tzw. ekonomicznych marek, które dobrze się sprzedawały szczególnie w supermarketach.

Przed wprowadzeniem kaucji piwo w puszce można było w bawarskim tanim sklepie kupić już za 30-35 centów. Kaucja oznacza, że kupujący musi wyłożyć prawie drugie tyle. Niektórzy sprzedawcy zwyczajnie przestali zamawiać piwo w puszkach.

Nowe kaucje przyczyniły się walnie do tego, że konsumpcja w Niemczech w 2003 r. obniżyła się o ponad 3 proc. Piwowarzy więcej piwa zaczęli lać do butelek, ale ich sytuację ratował przede wszystkim silny eksport, szczególnie do państw Unii Europejskiej.

Łatwiej zrozumieć zatem, dlaczego niemieckie browary w latach 90. tak mocno starały się inwestować za granicą, np. w Polsce. Była to klasyczna "ucieczka do przodu", która akurat w przypadku Polski nie przyniosła rezultatów.

Choć trzej potentaci - Bitburger, Binding i Holsten - zajęli mocne przyczółki na naszym rynku (odpowiednio browary Kasztelan w Sierpcu i Bosman w Szczecinie, białostockie Dojlidy, koszaliński Brok), potem jednak musieli zetrzeć się ze światowymi potęgami. Nie mieli szans.

Bitburger odsprzedał browary Okocimiowi (grupa Carlsberg), Binding - Kompanii Piwowarskiej (kontroluje ją inny światowy potentat - SABMiller). Holsten zaś wycofał się z Broka, który rychło upadł, a jego majątek i markę przejęły Browary Polskie Brok-Strzelec.

Słabość wewnętrznego rynku powoduje wielkie zmiany na piwnej mapie Niemiec. Browary są przejmowane przez zagranicznych wielkich graczy - jak Holsten przez Carlsberga - albo po prostu coraz częściej zamykane. Niemcy zawsze szczyciły się tym, że mają największą liczbę browarów na świecie, a np. w Bawarii prawie w każdym miasteczku można napić się lokalnego piwa. Przez ostatnie lata zamyka się jednak średnio dziesięć browarów rocznie - na koniec 2003 r. było ich w sumie 1268. To zjawisko może się nasilić.

Gazeta Wyborcza

Tomasz Prusek