Cud św. Bernarda
29.04.2004
Piwo grodziskie. Browar zbankrutował 10 lat temu, ale legenda trwa. Jerzy Hau, niemiecki inwestor z polskimi korzeniami, chce wznowić produkcję słynnego trunku.
— To unikalne piwo! Grzech, że w Polsce nie wykorzystuje się takich atutów. Zawsze byliśmy krajem rolniczym, powinniśmy postawić na przemysł spożywczy. To nasza szansa w Europie — Jerzy Hau aż się zarumienił podczas krótkiego wywodu o optymalnej strategii gospodarczej dla Polski.
Jest Niemcem. Bardzo nietypowym Niemcem. Warszawiak, urodzony 1 sierpnia 1945 roku, w niemieckiej rodzinie osiadłej nad Wisłą od czasów Zygmunta Wazy. W latach 60. wyjechał na stałe do NRF, przyjął niemieckie obywatelstwo i ukończył politechnikę w Akwizgranie. Dla nowej ojczyzny wywalczył nawet tytuł wicemistrza Europy w judo w wadze półciężkiej. Dużych pieniędzy dorobił się, pracując w branży konserwacji reaktorów atomowych.
— Różne rzeczy mówi się o ludziach z reaktorów... — śmieje się Jerzy Hau. I dopowiada, patrząc w stronę młodej żony:
— Mnie te plagi chyba ominęły. Wkrótce spodziewamy się narodzin potomka.
Ale nie tylko sprawy osobiste sprowadziły go ponownie do Polski. Innym powodem są interesy: Jerzy Hau chce reaktywować produkcję piwa grodziskiego.
Moc modlitwy
Legenda głosi, że nadzwyczajne właściwości piwo grodziskie, zwane też „grodziszem”, zawdzięcza cudownemu zdarzeniu z około 1600 roku. Wtedy świątobliwy mnich benedyktyński Bernard, przechodząc przez Grodzisk Wielkopolski, miał zastać jego mieszkańców w wielkiej rozpaczy. Mieszczanie lamentowali, bo studnia w rynku, z której brano wodę do warzenia piwa, zupełnie wyschła. Zakonnik, pomodliwszy się gorąco do Boga, pobłogosławił studnię — i zaraz trysnęło obfite źródło.
Piwowarzy wzięli się natychmiast do roboty, a gdy skosztowali świeżo uwarzonego piwa, przekonali się, że miało znacznie lepszy smak niż dawniejsze. Z wdzięczności za dobrodziejstwo, cech piwowarów grodziskich przez kilkaset następnych lat solennie składał do klasztoru w nieodległym od Grodziska Wielkopolskiego Lubiniu, skąd wywodził się świątobliwy Bernard, roczną daninę: beczkę piwa.
Źródło skarbu warte
Studnia, przy której ojciec Bernard dokonał cudu, do dziś stoi na grodziskim rynku. To jeden z ostatnich śladów 700-letniej tradycji warzenia piwa w Grodzisku. Po browarze pozostało jeszcze trochę sfatygowanych zabudowań i kolekcja „piwariów” w miejscowym muzeum, którą stworzył Dariusz Matuszewski, kustosz.
— Zostało jeszcze i to — inżynier Hau prezentuje triumfalnie 2 butelki piwa grodziskiego z ostatniego rozlewu sprzed lat. I precyzuje:
— Unikaty. Jedną butelkę ma w gabinecie w Atlancie prezydent Coca-Coli.
Na aukcjach — zdaniem Macieja Paszkowskiego, głównego piwowara poznańskiego minibrowaru Bavaria — ceny grodziskiego piwa sięgają 1000 euro.
Według Jerzego Haua, „grodzisza” wymieniają liczące się encyklopedie piwa na świecie) i receptury, olbrzymim atutem piwa grodziskiego była woda z miejscowego źródła.
— Browar bez własnego źródła, to jak człowiek bez duszy — mówi z patosem inżynier Hau.
Grodziskie źródło znajduje się na pobrowarnianych gruntach należących do spółki „Nowe Browary Grodziskie”, której udziałowcem — prócz Haua — jest wrocławianin, Aleksander Kadłubkiewicz.
— To źródło ma imponującą wydajność, a woda zawiera ciekawy bukiet minerałów. Nie dziwię się, że w Berlinie za czasów cesarza Wilusia piwo grodziskie podawano w najlepszych lokalach, z przydomkiem „echtes Bier” („prawdziwe piwo”) — mówi Jerzy Hau.
Ktoś z duszą socjalisty
Czasy największej świetności „grodzisz” przeżywał w międzywojniu. W 1922 roku Antoni Thum, spolonizowany austriacki piwowar, z własnych oszczędności i posagu żony wykupił udziały niemieckie w grodziskich browarach i powołał spółkę akcyjną Browary Grodziskie. Thum objął stanowisko dyrektora i prezesa zarządu firmy. Był zdolnym menedżerem i oddanym społecznikiem. Wspomagał powstanie wielkopolskie, a w czasach pokoju troszczył się o pracowników firmy, inicjował akcje charytatywne, pomagał materialnie biedocie.
— Umiał zjednać sobie ludzi. Nazywano go kapitalistą z duszą socjalisty — przypomina Dariusz Matuszewski, grodziski historyk.
Browary Grodziskie kwitły. Piwo (w latach 1934-39 spółka wytwarzała go 3,5-4 tys. hl rocznie) sprzedawane było do 37 krajów. Antoni Thum przygotowywał się do wybudowania w Grodzisku Wielkopolskim nowoczesnego browaru, który miał należeć do największych w Polsce. Wybuch II wojny światowej udaremnił plany. Ze względu na pochodzenie właściciela, niemieccy okupanci zostawili firmę w spokoju. Browar produkował nadal — na potrzeby Trzeciej Rzeszy.
Ulubione piwo Hitlera
W latach 1941-42 piwo grodziskie masowo trafiało do Afryki Północnej — by zaspokajać pragnienie żołnierzy niemieckiego Afrika Korps gen. Erwina Rommla — bo znakomicie gasiło pragnienie. Dariusz Matuszewski opowiada, że przed laty natknął się w zagranicznej prasie na notatkę, wedle której odkopane 10 lat po wojnie na libijskiej pustyni butelki z piwem grodziskim nie straciły nic ze swych walorów.
Moi grodziscy informatorzy, mówią, że „grodzisz” miał być ulubionym piwem Adolfa Hitlera — i ściszają przy tym konfidencjonalnie głosy, jakby w pobliżu czyhał ktoś z norymberskiego trybunału sprawiedliwości. Według tych — zapewne ubarwionych — opowieści naziści przygotowywali się do uruchomienia rurociągu, który miał rzekomo transportować wodę z grodziskich źródeł do Berlina, co miało umożliwić produkcję „grodzisza” w stolicy Rzeszy. W dokumentach browaru zachowały się zamówienia na piwo grodziskie z Kraju Warty wysyłane z Niemiec, obligatoryjnie opatrzone wezwaniem „Heil Hitler!”
Żałosny koniec
Po wojnie grodziski browar nie odzyskał dawnego splendoru. W 1945 roku firmę znacjonalizowano. Jej właściciela oskarżono o sprzyjanie nazistom — mimo że w czasie wojny uchronił wielu Polaków przed aresztowaniami i wywózkami. Grodziski piwowar podjął pracę w browarze we Wrześni (w nim także miał udziały). W 1950 roku i ten browar upaństwowiono.
Jesienią 1950 roku Thum został dotkliwie pobity przez „nieznanych sprawców”. Zmarł w marcu 1951 — w zapomnieniu i biedzie. Równie smutny los czekał dzieło jego życia. W 1950 roku firmę włączono do Wielkopolskich Zakładów Piwowarskich w Poznaniu, w 1960 roku przydzielono ją do Zakładów Przemysłu Terenowego w Poznaniu; po 10 latach znowu trafiła do Zakładów Piwowarskich w Poznaniu.
— Okres PRL-u nie sprzyjał kultywowaniu piwnych tradycji. Świat wokół schamiał, szlachetne trunki w masowej konsumpcji zastąpiła wódka i tanie wina owocowe. Na rynku nie było już miejsca dla piwa grodziskiego. Tym bardziej że picie „grodzisza” wiązało się z osobnym rytuałem, wymagało specjalnych stożkowatych szklanek. Kto w tamtej epoce mógł się bawić w takie subtelności? — retorycznie pyta Dariusz Matuszewski.
Po wojnie „grodzisza” już nie eksportowano, choć browar produkował w latch 70. i 80. około 17 tys. hl piwa rocznie. W szeroki świat z Grodziska wysyłano tylko słody (m.in. do Niemiec, Holandii, Japonii). Niemodernizowane budynki i wyposażenie z XIX wieku szybko niszczały.
Szansa na lepszą przyszłość pojawiła się w połowie lat 80. Decydenci podjęli wtedy decyzję o rozbudowie grodziskiego browaru. Jego wydajność wzrosłaby do 60 tys. hl piwa rocznie, miało też przybyć nowoczesnych budynków i infrastruktury.
— Do Grodziska zaczęto już zwozić konstrukcje i elementy wyposażenia. I wtedy wszystko diabli wzięli... — wspomina Dariusz Matuszewski.
Konstrukcje i wyposażenie przewieziono do Poznania, gdzie powstawał największy i najnowocześniejszy browar w Polsce, a Grodzisk obył się smakiem.
— Wiadomo: Poznań miał większą siłę przebicia, poza tym w grodziskim browarze milicja wykryła jakąś niegospodarność, ktoś tam poszedł siedzieć... To na pewno nie pomogło nowym inwestycjom — mówi Dariusz Matuszewski.
Do ostatniego spustu „grodzisza” doszło w 1994 roku. Browar zbankrutował.
Gest Drzymały
— Od kilku lat grunty byłego browaru są własnością pana Kadłubkiewicza. Wiem, że wszedł on do spółki z panem Hau. Cieszyłbym się, gdyby udało im się odtworzyć produkcję „grodzisza”. To miasto powstawało wokół piwa. Chociaż z drugiej strony... Tylu już próbowało i nic z tego nie wyszło... — powątpiewa Roman Jajczyk, zastępca burmistrza Grodziska Wielkopolskiego.
Jak przystało na grodziszczanina z krwi i kości, miłośnikiem piwa grodziskiego jest Zbigniew Drzymała, szef Inter Groclin Auto. Zapewne to jedyny człowiek w mieście, którego byłoby stać na odbudowę browaru.
— Jeśliby chciał, dawno by w to zainwestował — mówi Dariusz Matuszewski.
Kustosz grodziskiego muzeum wspomina, że Drzymała zaprosił go do współpracy przy przedsięwzięciu związanym z obchodami 700-lecia Grodziska — w 2002 roku. Szef Inter Groclinu zamówił wtedy w belgijskim browarze 30 tys. butelek piwa, którego receptura nawiązywała do smaku grodziskiego trunku. Belgijskiego „grodzisza” można do dziś skosztować w klubowej restauracji Groclinu-Dyskobolii.
Dla koneserów
Inżyniera Haua nie zrażają trudności z pozyskaniem kapitału na uruchomienie grodziskiego browaru.
— Wyliczyłem, że reaktywacja browaru pochłonie 15 mln dolarów. Szukam poważnego partnera, który partycypowałby w tym przedsięwzięciu. Niestety, w Polsce nie ma banków inwestycyjnych z prawdziwego zdarzenia... Nie wyobrażam sobie, żebym w Niemczech miał kłopot ze zdobyciem pieniędzy na tego rodzaju inwestycję — irytuje się Jerzy Hau.
Jego wspólnik, Aleksander Kadłubkiewicz jest dobrej myśli.
— Hau ma znakomite kontakty biznesowe, to powinno zaowocować — ocenia.
Były już konkretne propozycje niemieckich inwestorów.
— Sęk w tym, że chcieli objąć w spółce pakiet większościowy, a na to nie zamierzam się zgodzić. To ma być autorski biznes — zastrzega Jerzy Hau.
— Jeśli tylko inwestor zaproponuje wysokiej jakości piwo po atrakcyjnej cenie i znajdzie odpowiedni kanał dystrybucji, piwo grodziskie może z powodzeniem osadzić się na rynku. Jeszcze 5 lat temu nie dałbym tego rodzaju projektowi żadnych szans, ale rynek się zmienia... Teraz panuje moda na pszeniczne piwa górnej fermentacji. Nie myślę o konsumencie masowym, ale o koneserach — a tych w Polsce coraz więcej — dowodzi Andrzej Olkowski, prezes Stowarzyszenia Regionalne Browary Polskie.
Być może do pomyślnego powrotu „grodzisza” przyczyni się również niebiańskie wstawiennictwo świątobliwego Bernarda. Po latach przerwy, mieszkańcy Grodziska podjęli znowu w 2003 roku dziękczynną pielgrzymkę do jego grobu w lubińskim klasztorze.
Wyjątkowe
O niepowtarzalności piwa grodziskiego decydowała specyfika produkcji. "Grodzisz" wytwarzany był ze słodu pszennego, "wędzonego" dymem dębowym lub bukowym. Potem piwo bardzo krótko feremntowało w beczkach w temperaturze 12 - 14 st. C, po czym klarowano je karukiem - czyli pęcherzami pławnymi ryb jesiotrowatych. A później rolewano je do butelek z drożdżami - i w tej postaci piwo miesiąc dojrzewało w leżakowni. Wskutek dojrzewania w butelkach powstawał dwutlenek węgla, który przydawał trunkowi efektu naturalnego musowania. Właśnie za sprawą owych bąbelków zagraniczni piwosze nadali "grodziszowi" miano "polskiego szampana".
Jest Niemcem. Bardzo nietypowym Niemcem. Warszawiak, urodzony 1 sierpnia 1945 roku, w niemieckiej rodzinie osiadłej nad Wisłą od czasów Zygmunta Wazy. W latach 60. wyjechał na stałe do NRF, przyjął niemieckie obywatelstwo i ukończył politechnikę w Akwizgranie. Dla nowej ojczyzny wywalczył nawet tytuł wicemistrza Europy w judo w wadze półciężkiej. Dużych pieniędzy dorobił się, pracując w branży konserwacji reaktorów atomowych.
— Różne rzeczy mówi się o ludziach z reaktorów... — śmieje się Jerzy Hau. I dopowiada, patrząc w stronę młodej żony:
— Mnie te plagi chyba ominęły. Wkrótce spodziewamy się narodzin potomka.
Ale nie tylko sprawy osobiste sprowadziły go ponownie do Polski. Innym powodem są interesy: Jerzy Hau chce reaktywować produkcję piwa grodziskiego.
Moc modlitwy
Legenda głosi, że nadzwyczajne właściwości piwo grodziskie, zwane też „grodziszem”, zawdzięcza cudownemu zdarzeniu z około 1600 roku. Wtedy świątobliwy mnich benedyktyński Bernard, przechodząc przez Grodzisk Wielkopolski, miał zastać jego mieszkańców w wielkiej rozpaczy. Mieszczanie lamentowali, bo studnia w rynku, z której brano wodę do warzenia piwa, zupełnie wyschła. Zakonnik, pomodliwszy się gorąco do Boga, pobłogosławił studnię — i zaraz trysnęło obfite źródło.
Piwowarzy wzięli się natychmiast do roboty, a gdy skosztowali świeżo uwarzonego piwa, przekonali się, że miało znacznie lepszy smak niż dawniejsze. Z wdzięczności za dobrodziejstwo, cech piwowarów grodziskich przez kilkaset następnych lat solennie składał do klasztoru w nieodległym od Grodziska Wielkopolskiego Lubiniu, skąd wywodził się świątobliwy Bernard, roczną daninę: beczkę piwa.
Źródło skarbu warte
Studnia, przy której ojciec Bernard dokonał cudu, do dziś stoi na grodziskim rynku. To jeden z ostatnich śladów 700-letniej tradycji warzenia piwa w Grodzisku. Po browarze pozostało jeszcze trochę sfatygowanych zabudowań i kolekcja „piwariów” w miejscowym muzeum, którą stworzył Dariusz Matuszewski, kustosz.
— Zostało jeszcze i to — inżynier Hau prezentuje triumfalnie 2 butelki piwa grodziskiego z ostatniego rozlewu sprzed lat. I precyzuje:
— Unikaty. Jedną butelkę ma w gabinecie w Atlancie prezydent Coca-Coli.
Na aukcjach — zdaniem Macieja Paszkowskiego, głównego piwowara poznańskiego minibrowaru Bavaria — ceny grodziskiego piwa sięgają 1000 euro.
Według Jerzego Haua, „grodzisza” wymieniają liczące się encyklopedie piwa na świecie) i receptury, olbrzymim atutem piwa grodziskiego była woda z miejscowego źródła.
— Browar bez własnego źródła, to jak człowiek bez duszy — mówi z patosem inżynier Hau.
Grodziskie źródło znajduje się na pobrowarnianych gruntach należących do spółki „Nowe Browary Grodziskie”, której udziałowcem — prócz Haua — jest wrocławianin, Aleksander Kadłubkiewicz.
— To źródło ma imponującą wydajność, a woda zawiera ciekawy bukiet minerałów. Nie dziwię się, że w Berlinie za czasów cesarza Wilusia piwo grodziskie podawano w najlepszych lokalach, z przydomkiem „echtes Bier” („prawdziwe piwo”) — mówi Jerzy Hau.
Ktoś z duszą socjalisty
Czasy największej świetności „grodzisz” przeżywał w międzywojniu. W 1922 roku Antoni Thum, spolonizowany austriacki piwowar, z własnych oszczędności i posagu żony wykupił udziały niemieckie w grodziskich browarach i powołał spółkę akcyjną Browary Grodziskie. Thum objął stanowisko dyrektora i prezesa zarządu firmy. Był zdolnym menedżerem i oddanym społecznikiem. Wspomagał powstanie wielkopolskie, a w czasach pokoju troszczył się o pracowników firmy, inicjował akcje charytatywne, pomagał materialnie biedocie.
— Umiał zjednać sobie ludzi. Nazywano go kapitalistą z duszą socjalisty — przypomina Dariusz Matuszewski, grodziski historyk.
Browary Grodziskie kwitły. Piwo (w latach 1934-39 spółka wytwarzała go 3,5-4 tys. hl rocznie) sprzedawane było do 37 krajów. Antoni Thum przygotowywał się do wybudowania w Grodzisku Wielkopolskim nowoczesnego browaru, który miał należeć do największych w Polsce. Wybuch II wojny światowej udaremnił plany. Ze względu na pochodzenie właściciela, niemieccy okupanci zostawili firmę w spokoju. Browar produkował nadal — na potrzeby Trzeciej Rzeszy.
Ulubione piwo Hitlera
W latach 1941-42 piwo grodziskie masowo trafiało do Afryki Północnej — by zaspokajać pragnienie żołnierzy niemieckiego Afrika Korps gen. Erwina Rommla — bo znakomicie gasiło pragnienie. Dariusz Matuszewski opowiada, że przed laty natknął się w zagranicznej prasie na notatkę, wedle której odkopane 10 lat po wojnie na libijskiej pustyni butelki z piwem grodziskim nie straciły nic ze swych walorów.
Moi grodziscy informatorzy, mówią, że „grodzisz” miał być ulubionym piwem Adolfa Hitlera — i ściszają przy tym konfidencjonalnie głosy, jakby w pobliżu czyhał ktoś z norymberskiego trybunału sprawiedliwości. Według tych — zapewne ubarwionych — opowieści naziści przygotowywali się do uruchomienia rurociągu, który miał rzekomo transportować wodę z grodziskich źródeł do Berlina, co miało umożliwić produkcję „grodzisza” w stolicy Rzeszy. W dokumentach browaru zachowały się zamówienia na piwo grodziskie z Kraju Warty wysyłane z Niemiec, obligatoryjnie opatrzone wezwaniem „Heil Hitler!”
Żałosny koniec
Po wojnie grodziski browar nie odzyskał dawnego splendoru. W 1945 roku firmę znacjonalizowano. Jej właściciela oskarżono o sprzyjanie nazistom — mimo że w czasie wojny uchronił wielu Polaków przed aresztowaniami i wywózkami. Grodziski piwowar podjął pracę w browarze we Wrześni (w nim także miał udziały). W 1950 roku i ten browar upaństwowiono.
Jesienią 1950 roku Thum został dotkliwie pobity przez „nieznanych sprawców”. Zmarł w marcu 1951 — w zapomnieniu i biedzie. Równie smutny los czekał dzieło jego życia. W 1950 roku firmę włączono do Wielkopolskich Zakładów Piwowarskich w Poznaniu, w 1960 roku przydzielono ją do Zakładów Przemysłu Terenowego w Poznaniu; po 10 latach znowu trafiła do Zakładów Piwowarskich w Poznaniu.
— Okres PRL-u nie sprzyjał kultywowaniu piwnych tradycji. Świat wokół schamiał, szlachetne trunki w masowej konsumpcji zastąpiła wódka i tanie wina owocowe. Na rynku nie było już miejsca dla piwa grodziskiego. Tym bardziej że picie „grodzisza” wiązało się z osobnym rytuałem, wymagało specjalnych stożkowatych szklanek. Kto w tamtej epoce mógł się bawić w takie subtelności? — retorycznie pyta Dariusz Matuszewski.
Po wojnie „grodzisza” już nie eksportowano, choć browar produkował w latch 70. i 80. około 17 tys. hl piwa rocznie. W szeroki świat z Grodziska wysyłano tylko słody (m.in. do Niemiec, Holandii, Japonii). Niemodernizowane budynki i wyposażenie z XIX wieku szybko niszczały.
Szansa na lepszą przyszłość pojawiła się w połowie lat 80. Decydenci podjęli wtedy decyzję o rozbudowie grodziskiego browaru. Jego wydajność wzrosłaby do 60 tys. hl piwa rocznie, miało też przybyć nowoczesnych budynków i infrastruktury.
— Do Grodziska zaczęto już zwozić konstrukcje i elementy wyposażenia. I wtedy wszystko diabli wzięli... — wspomina Dariusz Matuszewski.
Konstrukcje i wyposażenie przewieziono do Poznania, gdzie powstawał największy i najnowocześniejszy browar w Polsce, a Grodzisk obył się smakiem.
— Wiadomo: Poznań miał większą siłę przebicia, poza tym w grodziskim browarze milicja wykryła jakąś niegospodarność, ktoś tam poszedł siedzieć... To na pewno nie pomogło nowym inwestycjom — mówi Dariusz Matuszewski.
Do ostatniego spustu „grodzisza” doszło w 1994 roku. Browar zbankrutował.
Gest Drzymały
— Od kilku lat grunty byłego browaru są własnością pana Kadłubkiewicza. Wiem, że wszedł on do spółki z panem Hau. Cieszyłbym się, gdyby udało im się odtworzyć produkcję „grodzisza”. To miasto powstawało wokół piwa. Chociaż z drugiej strony... Tylu już próbowało i nic z tego nie wyszło... — powątpiewa Roman Jajczyk, zastępca burmistrza Grodziska Wielkopolskiego.
Jak przystało na grodziszczanina z krwi i kości, miłośnikiem piwa grodziskiego jest Zbigniew Drzymała, szef Inter Groclin Auto. Zapewne to jedyny człowiek w mieście, którego byłoby stać na odbudowę browaru.
— Jeśliby chciał, dawno by w to zainwestował — mówi Dariusz Matuszewski.
Kustosz grodziskiego muzeum wspomina, że Drzymała zaprosił go do współpracy przy przedsięwzięciu związanym z obchodami 700-lecia Grodziska — w 2002 roku. Szef Inter Groclinu zamówił wtedy w belgijskim browarze 30 tys. butelek piwa, którego receptura nawiązywała do smaku grodziskiego trunku. Belgijskiego „grodzisza” można do dziś skosztować w klubowej restauracji Groclinu-Dyskobolii.
Dla koneserów
Inżyniera Haua nie zrażają trudności z pozyskaniem kapitału na uruchomienie grodziskiego browaru.
— Wyliczyłem, że reaktywacja browaru pochłonie 15 mln dolarów. Szukam poważnego partnera, który partycypowałby w tym przedsięwzięciu. Niestety, w Polsce nie ma banków inwestycyjnych z prawdziwego zdarzenia... Nie wyobrażam sobie, żebym w Niemczech miał kłopot ze zdobyciem pieniędzy na tego rodzaju inwestycję — irytuje się Jerzy Hau.
Jego wspólnik, Aleksander Kadłubkiewicz jest dobrej myśli.
— Hau ma znakomite kontakty biznesowe, to powinno zaowocować — ocenia.
Były już konkretne propozycje niemieckich inwestorów.
— Sęk w tym, że chcieli objąć w spółce pakiet większościowy, a na to nie zamierzam się zgodzić. To ma być autorski biznes — zastrzega Jerzy Hau.
— Jeśli tylko inwestor zaproponuje wysokiej jakości piwo po atrakcyjnej cenie i znajdzie odpowiedni kanał dystrybucji, piwo grodziskie może z powodzeniem osadzić się na rynku. Jeszcze 5 lat temu nie dałbym tego rodzaju projektowi żadnych szans, ale rynek się zmienia... Teraz panuje moda na pszeniczne piwa górnej fermentacji. Nie myślę o konsumencie masowym, ale o koneserach — a tych w Polsce coraz więcej — dowodzi Andrzej Olkowski, prezes Stowarzyszenia Regionalne Browary Polskie.
Być może do pomyślnego powrotu „grodzisza” przyczyni się również niebiańskie wstawiennictwo świątobliwego Bernarda. Po latach przerwy, mieszkańcy Grodziska podjęli znowu w 2003 roku dziękczynną pielgrzymkę do jego grobu w lubińskim klasztorze.
Wyjątkowe
O niepowtarzalności piwa grodziskiego decydowała specyfika produkcji. "Grodzisz" wytwarzany był ze słodu pszennego, "wędzonego" dymem dębowym lub bukowym. Potem piwo bardzo krótko feremntowało w beczkach w temperaturze 12 - 14 st. C, po czym klarowano je karukiem - czyli pęcherzami pławnymi ryb jesiotrowatych. A później rolewano je do butelek z drożdżami - i w tej postaci piwo miesiąc dojrzewało w leżakowni. Wskutek dojrzewania w butelkach powstawał dwutlenek węgla, który przydawał trunkowi efektu naturalnego musowania. Właśnie za sprawą owych bąbelków zagraniczni piwosze nadali "grodziszowi" miano "polskiego szampana".
Puls Biznesu
Ryszard Gromadzki