Case study, czyli dziwne losy piwnej firmy
14.08.2004
Adam Brodowski, prezes i założyciel browaru Strzelec, doświadczył niemal wszystkich kłopotów, jakie mogą się przydarzyć rosnącemu w siłę przedsiębiorstwu.Na "studium przypadku" obejmującym kłopoty, jakie przytrafiły się firmie Browary Polskie Brok-Strzelec, uczą się analitycy i studenci. Ten "przypadek" to spółka, która rozwija się na bardzo konkurencyjnym rynku i potrzebuje zewnętrznego finansowania. Jej założyciel i szef musi współdziałać z instytucjami finansowymi, a także inwestorami, których intencje wobec spółki bywają różne. Kilkakrotnie możliwy był już jej upadek. Ale spółka istnieje, choć ciągle ma problemy.
Adam Brodowski branżę piwną poznał w Przedsiębiorstwie Handlu Zagranicznego Hortex CSOIP, do którego trafił w 1990 r., tuż po ukończeniu Akademii Ekonomicznej w Krakowie. - Piwo w Polsce kupowało się wtedy spod lady. Moja pensja była powiązana z zyskiem od sprzedaży importowanych towarów, uznałem, że na piwie zrobię dobry interes - wspomina. Poznał ten rynek w kilku krajach, poznał producentów piwa i zdecydował się na jego import z Austrii. Współpracował wtedy ze spółką Harris Gmbh. To doświadczenie postanowił wykorzystać we własnym biznesie.
W 1992 r. wraz z tą firmą zarejestrował spółkę Hortaqua. Na początek kupili od Gminnej Spółdzielni w podkrakowskich Słomnikach małą rozlewnię wody wraz z siecią dystrybucyjną. Do tej sieci, a potem do ogólnopolskich hurtowni, trafiało piwo koszerne; Adam Brodowski sprzedawał je pierwszy w kraju. Produkcję zlecał wielkiemu browarowi, rozlewaniem zajmowała się jego firma.
- Na rynku pojawiły się koszerne dżemy, konfitury i wódka, prawdopodobny był więc sukces takiego piwa - mówi. Mimo braku reklamy firma przez trzy lata nie nadążała z obsługą klientów. - Na piwie koszernym zarobiłem największe pieniądze - podlicza Brodowski. Przestał się nim zajmować, gdy pojawiło się w ofercie innych browarów.
Gdy jego wspólnik zrezygnował z nabycia browaru w Warce, odkupił od niego udziały w firmie w Słomnikach. Nie czuł się finansowo na siłach samodzielnie przejmować dużego browaru, ale mały - owszem. W listopadzie 1994 r. zarejestrował spółkę Strzelec (od znaku Zodiaku).
Jeden to za mało
W 1994 r. Brodowski kupił przestarzały technicznie browar w Jędrzejowie. Nazwał go Strzelec. Brakowało mu pieniędzy na dokończenie modernizacji firmy, więc w 1997 r. zebrał je na warszawskiej giełdzie. Akcjonariuszy przyciągały zarówno dobre wyniki spółki, jak i szybki (o kilkadziesiąt procent rocznie) wzrost spożycia piwa w kraju. Firma inwestowała zarówno w sam browar, jak i w wejście do nowych regionów, m. in. na Podhale i do Małopolski. O klientów walczyła z polskimi oddziałami Heinekena i SAB (dziś mają one ponad 60 proc. krajowego rynku).
Cztery lata temu Brodowski postanowił, że weźmie udział w konsolidacji branży. - Chciałem połączyć się z innymi browarami, żeby żeby doprowadzić do ugruntowania ich pozycji w regionach. W ciągu czterech, pięciu lat spółki miały dojść do 6-proc. udziału w rynku - tak przedstawia ówczesną strategię.
Jego wybór padł na Browary Lubelskie (Perła). 51 proc. udziałów mieli tam pracownicy (reszta należała do osób spoza firmy), którzy chcieli je odsprzedać inwestorowi branżowemu. Na zlecenie Brodowskiego Kredyt Bank podjął się zakupu 75 proc. akcji Perły, a sfinansowanie transakcji zostało zabezpieczone walorami Strzelca. Miały być zwrócone po przeprowadzeniu nowej emisji na rzecz KB, co dawałoby mu prawo do objęcia kilku procent akcji.
Fatalna Perła
KB z przedstawicielami załogi negocjował pakiet socjalny i cenę za akcje. Ich skup miał się zacząć w piątek, 15 lipca 1999 r. Jednak tego dnia w siedzibie firmy pojawił się Józef Hubert Gierowski, inwestor znany z niekonwencjonalnych posunięć. Ściągnęli go dwaj mniejszościowi akcjonariusze spoza firmy, którzy nie kryli chęci jej przejęcia.
- Zarząd i zewnętrzni akcjonariusze telefonicznie wzywali do biura spółki wybranych pracowników, przekonując ich o konieczności odsprzedaży akcji Gierowskiemu. Transakcje trwały całą sobotę i niedzielę w hotelu Unia w Lublinie - mówi jeden z byłych pracowników Perły. - Pieniądze wyciągano z worka. Trzy tysiące złotych (to cena za pracowniczy pakiet) dawano do ręki, a umowę spisywano na jeden tysiąc - tłumaczy. Ociągającym się z decyzją zarząd dawał do zrozumienia, że mogą ponieść tego konsekwencje.
KB przystąpił do skupu akcji Perły dopiero we wtorek po południu, 19 lipca, gdy Gierowski miał ich już 52 proc.
Szef Strzelca został więc wyeliminowany z gry. Miał pakiet mniejszościowy (48 proc. akcji i głosów na WZA) i nie mógł decydować o kierunkach rozwoju spółki. Umowy z KB jednak nie zerwał. Był przekonany, że Gierowski (wtedy już szef rady nadzorczej spółki) na akcjach Perły chce dobrze zarobić i da się przekonać do ich odsprzedaży. Gierowski natomiast chciał się szybko pozbyć Strzelca z grona akcjonariuszy - ale to mu się nie udawało.
Pierwsze starcie nastąpiło szybko, na WZA zwołanym dla podjęcia uchwały o zwiększeniu kapitału bez prawa poboru dla dotychczasowych akcjonariuszy. Zarząd nie rejestrował akcji kupionych przez Kredyt Bank, nie mogły więc wziąć udziału w głosowaniu.
- Dowiedzieliśmy się o tym tuż przed walnym i natychmiast pełnomocnictwa na sprzedaż należących do nas akcji przekazaliśmy ich nowemu właścicielowi, czyli Adamowi Brodowskiemu, dla którego nabył je Kredyt Bank. Dzięki temu nie stracił swoich udziałów - mówią byli pracownicy Perły.
W tym czasie większościowy akcjonariusz przygotowywał strategię utworzenia własnej grupy browarniczej, planując jej zyskowną odsprzedaż liderom rynku. Chodziło o połączenie coraz lepiej wycenianej Perły ze znajdującym się w złej kondycji Browarem Łomża; stanowił on część PPS, którego większościowy pakiet Gierowski kupił kilka miesięcy po wejściu do Perły.
Brodowski nie zrażał się jednak kłopotami i konsekwentnie budował swoją grupę; w lipcu 2000 r. za 9 mln zł od syndyka Browarów Górnośląskich kupił w przetargu browar w Rybniku. Zakup finansował KB przez emisję papierów dłużnych dla Strzelca. Brodowski liczył na możliwość sprzedaży swoich udziałów w Perle, o którą starały (w połączeniu z Łomżą) m. in. Heineken i SAB. 48-proc. pakiet Perły wart był wtedy do 60 mln zł (Brodowski zapłacił za niego 23 mln zł). Uzyskanie tych pieniędzy oznaczałoby natychmiastową spłatę KB a także środki na przedsięwzięcia rynkowe i produkcyjne w dwóch pozostałych browarach.
Gierowski przeciągał jednak rozmowy z potencjalnymi kontrahentami, licząc, że Brodowski popadnie w tarapaty finansowe, a wtedy odda mu Perłę za grosze. Ten scenariusz jednak się nie sprawdził, bo zniecierpliwieni kontrahenci zniechęcili się do dalszych rozmów.
Obecnie Gierowski przebywa poza Polską. Jest poszukiwany w związku z podejrzeniem o narażenie jednego z urzędów skarbowych na stratę kilkunastu milionów złotych przez fałszowanie umów kupna-sprzedaży akcji Perły. Do takiej zamiany przyznało się kilka osób, śledztwo jest w toku. Gierowski nie jest zresztą formalnym właścicielem akcji Perły: należą one do spółki, której telefon ciągle milczy.
Adam Brodowski wypatrzył natomiast w tym czasie nowoczesny Browar Brok w Koszalinie, który miał 120 mln zł straty i wymagał restrukturyzacji.
Komisja pomaga
W lutym 2002 r. Brodowski wraz z Amerykaninem Tomem Greskiem za 45 mln zł odkupił od Pekao SA wart ponad 100 mln zł dług koszalińskiego Browaru Brok (zaciągnął go jego poprzedni właściciel, niemiecka firma Holsten). Pekao SA zgodziło się na spłatę w ratach; pierwsza, 14 mln zł, miała być zapłacona do końca 2002 r.
Brok był wówczas jednym z najnowocześniejszych browarów, ale miał ponad 100 mln zł zobowiązań wobec dostawców. Brodowskiemu udało się jednak zawrzeć porozumienie zarówno z nimi, jak i z izbą skarbową, wobec której Brok miał również długi. Po przejęciu majątku Broka jego nowy właściciel zmniejszył zatrudnienie i wymienił technologię stosowaną przez Holstena na tradycyjną. Ta zmiana korzystnie wpłynęła na wyniki spółki i odzyskanie pozycji marki w regionie.
W trzecim kwartale 2002 r. Brodowski uzyskał zgodę KPWiG na podniesienie kapitału Strzelca i emisję akcji serii F. Tą drogą chciał zebrać 40 mln zł, co miało starczyć na całkowite rozliczenie się z Pekao SA i zakończenie fuzji trzech jego spółek (od 1 stycznia 2003 r. działają jako Browary Polskie Brok - Strzelec).
Sukces wydawał się pełny: zgłosił się inwestor, Cornerstone Partners (CP - amerykański fundusz venture capital), który za pewność nabycia całej emisji Strzelca oferował dopłatę 30 gr do akcji - w sumie dodatkowe 4,5 mln zł. Z nieznanych przyczyn CP odstąpił jednak od umowy. Tę wyjątkową sytuację zrozumiała Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, która po rozmowach z Brodowskim pomogła firmie w błyskawicznym przeprowadzeniu emisji akcji serii F. Zebrane wtedy 10 mln trafiło do Pekao SA; spłatę kolejnych rat bank wyznaczył na przełom drugiego i trzeciego kwartału 2003 r., potem - na grudzień 2003 r.
Wsparcie z Erste
W 2003 r. Strzelcowi brakowało jednak pieniędzy na bieżące zakupy surowców. Wpływy ze sprzedaży były o 40 proc. mniejsze od zaplanowanych; w listopadzie wiadomo już było, że zadłużenie firmy jest ponad dwukrotnie wyższe od wartości kapitałów własnych. Szef Strzelca poszukuje sposobów ratowania spółki: właśnie wtedy doszło do kontaktu z Erste Securities Polska (Erste).
- Zdecydowaliśmy się na współdziałanie, gdyż widzieliśmy realną szansę na uratowanie Strzelca. Istotna była postawa jego szefa. Zmniejszył swoją pensję o 50 procent, przekazał nam prawo do głosowania swoimi akcjami na walnym spółki i wprowadził do rady nadzorczej, żebyśmy mogli pracować z zarządem i szybko reagować na nieprzewidziane sytuacje - mówi Andrzej Tabor z zarządu Erste (firma została również doradcą w emisji akcji Strzelca).
Wspólnie udało się przekonać Pekao SA, żeby na kolejną spłatę bank poczekał do przeprowadzenia emisji akcji serii G (z prawem pierwszeństwa do objęcia obligacji zamiennych na akcje serii H), zapowiedzianej na 29-30 stycznia 2004 r. Zainteresowanie zakupem walorów spółki było duże, szczególnie za granicą. Żeby zwiększyć ich atrakcyjność, rada nadzorcza i zarząd Strzelca, już po dopuszczeniu akcji na rynek publiczny, podjęły uchwałę umożliwiającą zrzeczenie się tego pierwszeństwa za dopłatą 30 gr do akcji.
Jednak w dniu zakończenia zapisów na akcje w gazecie "Parkiet" ukazały się wypowiedzi prawników podważające zasadność decyzji Strzelca. W efekcie wszyscy krajowi inwestorzy zrezygnowali z zapisów. Strzelcowi kolejny raz pomogła wówczas KPWiG, szybko wydając komunikat stwierdzający, że brak podstaw do kwestionowania zmian w zapisach prospektu.
Z emisji spółka zebrała ponad 47 mln zł: zgodnie z zapisem prospektu 17 mln zł przekazała Pekao SA. Pieniądze na kolejną ratę dla banku (15 mln zł) miały pochodzić z emisji jej obligacji zamiennych, przewidzianej na koniec kwietnia 2004 r. Brodowski i Erste chcieli przyspieszyć rozliczenie z Pekao SA i starali się o kredyt pomostowy i leasing majątku.
Najgorsze minęło?
Po udanej emisji akcji serii G zarząd Strzelca i analitycy, m. in. Bogna Sikorska, uważali, że spółka najgorsze ma już za sobą: dzięki dodatkowym środkom będzie się mogła dobrze przygotować do sezonu letniego, a z planowanej emisji obligacji zamiennych (wycenianej na 46 mln zł) spłaci wszystkie zobowiązania i zostanie jej na inwestycje.
Strzelec nabiera wigoru; po wprowadzeniu na rynek nowych produktów i podpisaniu znaczących kontraktów eksportowych, m. in. z odbiorcami z Austrii, jego obroty w marcu 2004 r. wzrosły o 75 proc. Brodowski podniósł prognozę za 2004 r., zapowiadając uzyskanie 4,6 mln zł zysku netto i 165 mln zł wpływów ze sprzedaży.
Ale 26 marca 2004 r. wieczorem Pekao SA bez uprzedzenia zablokował wszystkie konta spółki, żądając natychmiastowego zwrotu 32 mln zł. - Skąd 32 mln zł, skoro miało być 15 mln? - pytają zainteresowani. Bank wskazuje, że pieniędzmi z emisji spółka mogła spłacić go w całości.
- Pieniądze z emisji serii G trzeba było tak rozdzielić, by firma mogła funkcjonować, a nie zdołować ją jednym posunięciem - odpowiadają w Erste. - Owszem, szef Strzelca mógł spłacić Pekao SA, ale wprowadziłby w błąd akcjonariuszy, którzy mu zaufali. Liczył, że jeśli bank się dowie, iż kredyt pomostowy jest już niemal przyznany, zaakceptuje kilka dni zwłoki. Do banku nie trafiały jednak żadne argumenty - tłumaczą przedstawiciele Erste. Działanie Pekao SA było niezrozumiałe również dla akcjonariuszy Strzelca: firma ma 100 mln zł kapitałów własnych oraz 16 mln zł należności u odbiorców. Nie było groźby upadku ani niewypłacalności.
29 marca 2004 r. bank wycofał się wprawdzie z żądania zwrotu zawyżonej kwoty, ale jego działania miały wpływ na odbywające się właśnie tego dnia notowania giełdowe akcji serii G. Ich cena spadła o ponad 5 proc. Krążyły pogłoski, że Pekao SA ma kupca na wierzytelności Broka. Analitycy podejrzewali, że ktoś dodatkowo chce doprowadzić do nagłej przeceny walorów spółki i wyzbywania się dużych ich pakietów, co miałoby umożliwić szybkie przejęcie kontroli nad firmą.
Zarząd Strzelca i Erste zdecydowały się więc przyspieszyć termin nowej emisji - na 1 kwietnia 2004 r. Zebrano z niej 15 mln zł i w całości oddano Pekao SA. - Strzelec nie ma długów. Jest zrestrukturyzowany, ma nowoczesne wyposażenie. Spółka jest zdrowa i niedługo sama, bez dodatkowych kredytów, powinna się rozwijać i przynosić zyski - mówiła wtedy Bogna Sikorska, niezależny analityk. Również inni analitycy uważali, że po udanym sezonie letnim spółka może mieć pieniądze na wykup wysoko oprocentowanych obligacji pięcioletnich, co umożliwiłoby jej zaoszczędzenie rocznie do miliona złotych na ich obsłudze. Brodowski chciał się również rozliczyć z KB, który jest biernym akcjonariuszem, i na jego miejsce wprowadzić nowego.
Wydawało się, że spółka wszystkie kłopoty ma już za sobą. Ale 2 sierpnia podała, że Bank Gospodarki Żywnościowej przejął 2937 należących do niej akcji Perły, wartych 17,5 mln zł. Brok-Strzelec poinformował, że BGŻ zrobił to na podstawie zawartej z nim umowy zastawu rejestrowego - ale twierdzi, że działanie banku było nieuzasadnione. Spór o to, kto ma rację - i kto jest właścicielem 2937 akcji Perły - ma na wniosek Strzelca rozstrzygnąć Sąd Arbitrażowy przy KIG w Warszawie.
Historia Strzelaca dużo mówi o relacjach między przedsiębiorstwami i instytucjami finansowymi. Wśród analityków uważa się, że jest to "studium przypadku" lepsze od przytaczanych w książkach o zarządzaniu. Tyle, że ciągle nie wiadomo, jak się ono zakończy.
W 1992 r. wraz z tą firmą zarejestrował spółkę Hortaqua. Na początek kupili od Gminnej Spółdzielni w podkrakowskich Słomnikach małą rozlewnię wody wraz z siecią dystrybucyjną. Do tej sieci, a potem do ogólnopolskich hurtowni, trafiało piwo koszerne; Adam Brodowski sprzedawał je pierwszy w kraju. Produkcję zlecał wielkiemu browarowi, rozlewaniem zajmowała się jego firma.
- Na rynku pojawiły się koszerne dżemy, konfitury i wódka, prawdopodobny był więc sukces takiego piwa - mówi. Mimo braku reklamy firma przez trzy lata nie nadążała z obsługą klientów. - Na piwie koszernym zarobiłem największe pieniądze - podlicza Brodowski. Przestał się nim zajmować, gdy pojawiło się w ofercie innych browarów.
Gdy jego wspólnik zrezygnował z nabycia browaru w Warce, odkupił od niego udziały w firmie w Słomnikach. Nie czuł się finansowo na siłach samodzielnie przejmować dużego browaru, ale mały - owszem. W listopadzie 1994 r. zarejestrował spółkę Strzelec (od znaku Zodiaku).
Jeden to za mało
W 1994 r. Brodowski kupił przestarzały technicznie browar w Jędrzejowie. Nazwał go Strzelec. Brakowało mu pieniędzy na dokończenie modernizacji firmy, więc w 1997 r. zebrał je na warszawskiej giełdzie. Akcjonariuszy przyciągały zarówno dobre wyniki spółki, jak i szybki (o kilkadziesiąt procent rocznie) wzrost spożycia piwa w kraju. Firma inwestowała zarówno w sam browar, jak i w wejście do nowych regionów, m. in. na Podhale i do Małopolski. O klientów walczyła z polskimi oddziałami Heinekena i SAB (dziś mają one ponad 60 proc. krajowego rynku).
Cztery lata temu Brodowski postanowił, że weźmie udział w konsolidacji branży. - Chciałem połączyć się z innymi browarami, żeby żeby doprowadzić do ugruntowania ich pozycji w regionach. W ciągu czterech, pięciu lat spółki miały dojść do 6-proc. udziału w rynku - tak przedstawia ówczesną strategię.
Jego wybór padł na Browary Lubelskie (Perła). 51 proc. udziałów mieli tam pracownicy (reszta należała do osób spoza firmy), którzy chcieli je odsprzedać inwestorowi branżowemu. Na zlecenie Brodowskiego Kredyt Bank podjął się zakupu 75 proc. akcji Perły, a sfinansowanie transakcji zostało zabezpieczone walorami Strzelca. Miały być zwrócone po przeprowadzeniu nowej emisji na rzecz KB, co dawałoby mu prawo do objęcia kilku procent akcji.
Fatalna Perła
KB z przedstawicielami załogi negocjował pakiet socjalny i cenę za akcje. Ich skup miał się zacząć w piątek, 15 lipca 1999 r. Jednak tego dnia w siedzibie firmy pojawił się Józef Hubert Gierowski, inwestor znany z niekonwencjonalnych posunięć. Ściągnęli go dwaj mniejszościowi akcjonariusze spoza firmy, którzy nie kryli chęci jej przejęcia.
- Zarząd i zewnętrzni akcjonariusze telefonicznie wzywali do biura spółki wybranych pracowników, przekonując ich o konieczności odsprzedaży akcji Gierowskiemu. Transakcje trwały całą sobotę i niedzielę w hotelu Unia w Lublinie - mówi jeden z byłych pracowników Perły. - Pieniądze wyciągano z worka. Trzy tysiące złotych (to cena za pracowniczy pakiet) dawano do ręki, a umowę spisywano na jeden tysiąc - tłumaczy. Ociągającym się z decyzją zarząd dawał do zrozumienia, że mogą ponieść tego konsekwencje.
KB przystąpił do skupu akcji Perły dopiero we wtorek po południu, 19 lipca, gdy Gierowski miał ich już 52 proc.
Szef Strzelca został więc wyeliminowany z gry. Miał pakiet mniejszościowy (48 proc. akcji i głosów na WZA) i nie mógł decydować o kierunkach rozwoju spółki. Umowy z KB jednak nie zerwał. Był przekonany, że Gierowski (wtedy już szef rady nadzorczej spółki) na akcjach Perły chce dobrze zarobić i da się przekonać do ich odsprzedaży. Gierowski natomiast chciał się szybko pozbyć Strzelca z grona akcjonariuszy - ale to mu się nie udawało.
Pierwsze starcie nastąpiło szybko, na WZA zwołanym dla podjęcia uchwały o zwiększeniu kapitału bez prawa poboru dla dotychczasowych akcjonariuszy. Zarząd nie rejestrował akcji kupionych przez Kredyt Bank, nie mogły więc wziąć udziału w głosowaniu.
- Dowiedzieliśmy się o tym tuż przed walnym i natychmiast pełnomocnictwa na sprzedaż należących do nas akcji przekazaliśmy ich nowemu właścicielowi, czyli Adamowi Brodowskiemu, dla którego nabył je Kredyt Bank. Dzięki temu nie stracił swoich udziałów - mówią byli pracownicy Perły.
W tym czasie większościowy akcjonariusz przygotowywał strategię utworzenia własnej grupy browarniczej, planując jej zyskowną odsprzedaż liderom rynku. Chodziło o połączenie coraz lepiej wycenianej Perły ze znajdującym się w złej kondycji Browarem Łomża; stanowił on część PPS, którego większościowy pakiet Gierowski kupił kilka miesięcy po wejściu do Perły.
Brodowski nie zrażał się jednak kłopotami i konsekwentnie budował swoją grupę; w lipcu 2000 r. za 9 mln zł od syndyka Browarów Górnośląskich kupił w przetargu browar w Rybniku. Zakup finansował KB przez emisję papierów dłużnych dla Strzelca. Brodowski liczył na możliwość sprzedaży swoich udziałów w Perle, o którą starały (w połączeniu z Łomżą) m. in. Heineken i SAB. 48-proc. pakiet Perły wart był wtedy do 60 mln zł (Brodowski zapłacił za niego 23 mln zł). Uzyskanie tych pieniędzy oznaczałoby natychmiastową spłatę KB a także środki na przedsięwzięcia rynkowe i produkcyjne w dwóch pozostałych browarach.
Gierowski przeciągał jednak rozmowy z potencjalnymi kontrahentami, licząc, że Brodowski popadnie w tarapaty finansowe, a wtedy odda mu Perłę za grosze. Ten scenariusz jednak się nie sprawdził, bo zniecierpliwieni kontrahenci zniechęcili się do dalszych rozmów.
Obecnie Gierowski przebywa poza Polską. Jest poszukiwany w związku z podejrzeniem o narażenie jednego z urzędów skarbowych na stratę kilkunastu milionów złotych przez fałszowanie umów kupna-sprzedaży akcji Perły. Do takiej zamiany przyznało się kilka osób, śledztwo jest w toku. Gierowski nie jest zresztą formalnym właścicielem akcji Perły: należą one do spółki, której telefon ciągle milczy.
Adam Brodowski wypatrzył natomiast w tym czasie nowoczesny Browar Brok w Koszalinie, który miał 120 mln zł straty i wymagał restrukturyzacji.
Komisja pomaga
W lutym 2002 r. Brodowski wraz z Amerykaninem Tomem Greskiem za 45 mln zł odkupił od Pekao SA wart ponad 100 mln zł dług koszalińskiego Browaru Brok (zaciągnął go jego poprzedni właściciel, niemiecka firma Holsten). Pekao SA zgodziło się na spłatę w ratach; pierwsza, 14 mln zł, miała być zapłacona do końca 2002 r.
Brok był wówczas jednym z najnowocześniejszych browarów, ale miał ponad 100 mln zł zobowiązań wobec dostawców. Brodowskiemu udało się jednak zawrzeć porozumienie zarówno z nimi, jak i z izbą skarbową, wobec której Brok miał również długi. Po przejęciu majątku Broka jego nowy właściciel zmniejszył zatrudnienie i wymienił technologię stosowaną przez Holstena na tradycyjną. Ta zmiana korzystnie wpłynęła na wyniki spółki i odzyskanie pozycji marki w regionie.
W trzecim kwartale 2002 r. Brodowski uzyskał zgodę KPWiG na podniesienie kapitału Strzelca i emisję akcji serii F. Tą drogą chciał zebrać 40 mln zł, co miało starczyć na całkowite rozliczenie się z Pekao SA i zakończenie fuzji trzech jego spółek (od 1 stycznia 2003 r. działają jako Browary Polskie Brok - Strzelec).
Sukces wydawał się pełny: zgłosił się inwestor, Cornerstone Partners (CP - amerykański fundusz venture capital), który za pewność nabycia całej emisji Strzelca oferował dopłatę 30 gr do akcji - w sumie dodatkowe 4,5 mln zł. Z nieznanych przyczyn CP odstąpił jednak od umowy. Tę wyjątkową sytuację zrozumiała Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, która po rozmowach z Brodowskim pomogła firmie w błyskawicznym przeprowadzeniu emisji akcji serii F. Zebrane wtedy 10 mln trafiło do Pekao SA; spłatę kolejnych rat bank wyznaczył na przełom drugiego i trzeciego kwartału 2003 r., potem - na grudzień 2003 r.
Wsparcie z Erste
W 2003 r. Strzelcowi brakowało jednak pieniędzy na bieżące zakupy surowców. Wpływy ze sprzedaży były o 40 proc. mniejsze od zaplanowanych; w listopadzie wiadomo już było, że zadłużenie firmy jest ponad dwukrotnie wyższe od wartości kapitałów własnych. Szef Strzelca poszukuje sposobów ratowania spółki: właśnie wtedy doszło do kontaktu z Erste Securities Polska (Erste).
- Zdecydowaliśmy się na współdziałanie, gdyż widzieliśmy realną szansę na uratowanie Strzelca. Istotna była postawa jego szefa. Zmniejszył swoją pensję o 50 procent, przekazał nam prawo do głosowania swoimi akcjami na walnym spółki i wprowadził do rady nadzorczej, żebyśmy mogli pracować z zarządem i szybko reagować na nieprzewidziane sytuacje - mówi Andrzej Tabor z zarządu Erste (firma została również doradcą w emisji akcji Strzelca).
Wspólnie udało się przekonać Pekao SA, żeby na kolejną spłatę bank poczekał do przeprowadzenia emisji akcji serii G (z prawem pierwszeństwa do objęcia obligacji zamiennych na akcje serii H), zapowiedzianej na 29-30 stycznia 2004 r. Zainteresowanie zakupem walorów spółki było duże, szczególnie za granicą. Żeby zwiększyć ich atrakcyjność, rada nadzorcza i zarząd Strzelca, już po dopuszczeniu akcji na rynek publiczny, podjęły uchwałę umożliwiającą zrzeczenie się tego pierwszeństwa za dopłatą 30 gr do akcji.
Jednak w dniu zakończenia zapisów na akcje w gazecie "Parkiet" ukazały się wypowiedzi prawników podważające zasadność decyzji Strzelca. W efekcie wszyscy krajowi inwestorzy zrezygnowali z zapisów. Strzelcowi kolejny raz pomogła wówczas KPWiG, szybko wydając komunikat stwierdzający, że brak podstaw do kwestionowania zmian w zapisach prospektu.
Z emisji spółka zebrała ponad 47 mln zł: zgodnie z zapisem prospektu 17 mln zł przekazała Pekao SA. Pieniądze na kolejną ratę dla banku (15 mln zł) miały pochodzić z emisji jej obligacji zamiennych, przewidzianej na koniec kwietnia 2004 r. Brodowski i Erste chcieli przyspieszyć rozliczenie z Pekao SA i starali się o kredyt pomostowy i leasing majątku.
Najgorsze minęło?
Po udanej emisji akcji serii G zarząd Strzelca i analitycy, m. in. Bogna Sikorska, uważali, że spółka najgorsze ma już za sobą: dzięki dodatkowym środkom będzie się mogła dobrze przygotować do sezonu letniego, a z planowanej emisji obligacji zamiennych (wycenianej na 46 mln zł) spłaci wszystkie zobowiązania i zostanie jej na inwestycje.
Strzelec nabiera wigoru; po wprowadzeniu na rynek nowych produktów i podpisaniu znaczących kontraktów eksportowych, m. in. z odbiorcami z Austrii, jego obroty w marcu 2004 r. wzrosły o 75 proc. Brodowski podniósł prognozę za 2004 r., zapowiadając uzyskanie 4,6 mln zł zysku netto i 165 mln zł wpływów ze sprzedaży.
Ale 26 marca 2004 r. wieczorem Pekao SA bez uprzedzenia zablokował wszystkie konta spółki, żądając natychmiastowego zwrotu 32 mln zł. - Skąd 32 mln zł, skoro miało być 15 mln? - pytają zainteresowani. Bank wskazuje, że pieniędzmi z emisji spółka mogła spłacić go w całości.
- Pieniądze z emisji serii G trzeba było tak rozdzielić, by firma mogła funkcjonować, a nie zdołować ją jednym posunięciem - odpowiadają w Erste. - Owszem, szef Strzelca mógł spłacić Pekao SA, ale wprowadziłby w błąd akcjonariuszy, którzy mu zaufali. Liczył, że jeśli bank się dowie, iż kredyt pomostowy jest już niemal przyznany, zaakceptuje kilka dni zwłoki. Do banku nie trafiały jednak żadne argumenty - tłumaczą przedstawiciele Erste. Działanie Pekao SA było niezrozumiałe również dla akcjonariuszy Strzelca: firma ma 100 mln zł kapitałów własnych oraz 16 mln zł należności u odbiorców. Nie było groźby upadku ani niewypłacalności.
29 marca 2004 r. bank wycofał się wprawdzie z żądania zwrotu zawyżonej kwoty, ale jego działania miały wpływ na odbywające się właśnie tego dnia notowania giełdowe akcji serii G. Ich cena spadła o ponad 5 proc. Krążyły pogłoski, że Pekao SA ma kupca na wierzytelności Broka. Analitycy podejrzewali, że ktoś dodatkowo chce doprowadzić do nagłej przeceny walorów spółki i wyzbywania się dużych ich pakietów, co miałoby umożliwić szybkie przejęcie kontroli nad firmą.
Zarząd Strzelca i Erste zdecydowały się więc przyspieszyć termin nowej emisji - na 1 kwietnia 2004 r. Zebrano z niej 15 mln zł i w całości oddano Pekao SA. - Strzelec nie ma długów. Jest zrestrukturyzowany, ma nowoczesne wyposażenie. Spółka jest zdrowa i niedługo sama, bez dodatkowych kredytów, powinna się rozwijać i przynosić zyski - mówiła wtedy Bogna Sikorska, niezależny analityk. Również inni analitycy uważali, że po udanym sezonie letnim spółka może mieć pieniądze na wykup wysoko oprocentowanych obligacji pięcioletnich, co umożliwiłoby jej zaoszczędzenie rocznie do miliona złotych na ich obsłudze. Brodowski chciał się również rozliczyć z KB, który jest biernym akcjonariuszem, i na jego miejsce wprowadzić nowego.
Wydawało się, że spółka wszystkie kłopoty ma już za sobą. Ale 2 sierpnia podała, że Bank Gospodarki Żywnościowej przejął 2937 należących do niej akcji Perły, wartych 17,5 mln zł. Brok-Strzelec poinformował, że BGŻ zrobił to na podstawie zawartej z nim umowy zastawu rejestrowego - ale twierdzi, że działanie banku było nieuzasadnione. Spór o to, kto ma rację - i kto jest właścicielem 2937 akcji Perły - ma na wniosek Strzelca rozstrzygnąć Sąd Arbitrażowy przy KIG w Warszawie.
Historia Strzelaca dużo mówi o relacjach między przedsiębiorstwami i instytucjami finansowymi. Wśród analityków uważa się, że jest to "studium przypadku" lepsze od przytaczanych w książkach o zarządzaniu. Tyle, że ciągle nie wiadomo, jak się ono zakończy.
Rzeczpospolita
LIDIA OKTABA