Browar znika, roszczenia zostają
07.07.2004
Głośno ostatnio o zakończeniu produkcji w znanych Browarach Warszawskich. Tymczasem wczoraj przed stołecznym Sądem Okręgowym rozpoczął się proces z powództwa przedwojennych właścicieli (spadkobierców) domagających się unieważnienia umów prywatyzacyjnych browaru, co ma być wstępem do odzyskania majątku.
Na bazie przejętych na własność państwa w 1948 r. browarów (ściślej mówiąc, tego, co po pożodze wojennej z nich zostało) powstały działające w PRL Państwowe Zakłady Piwowarskie. W 1993 r. sprywatyzowano je, oddając w leasing spółce pracowniczej na 10 lat: raty leasingowe ustalono w sumie na 10 mln zł. Następnie w 2000 r. skarb państwa przekazał tej spółce prawo użytkowania wieczystego gruntów oraz własność budynków. Następnego roku akcjonariusze sprzedali browar austriackiemu koncernowi Brau Union za 165 mln zł.
Tymczasem w 2000 r. minister finansów przyznał, że upaństwowienie browaru nastąpiło z naruszeniem prawa, ale odmówił stwierdzenia nieważności decyzji o przejęciu go na własność państwa ze względu na tzw. nieodwracalne skutki prawne: skomunalizowanie gruntów warszawskich oraz przekształcenia własnościowe. Naczelny Sąd Administracyjny uchylił tę decyzję - sprawa administracyjna jest wciąż w toku.
Owa decyzja MF i różnica w cenach kolejnych sprzedaży browaru (10 mln - 165 mln) to główne argumenty spadkobierców, którzy domagają się unieważnienia wspomnianych umów prywatyzacyjnych. Ich pełnomocnik mec. Rafał Dębowski mówił, że browar oddano w leasing za zaniżoną cenę, na państwowym majątku uwłaszczając załogę, zresztą wśród akcjonariuszy były też "inne osoby".
- To retoryczna część argumentacji - replikował pełnomocnik browarów mec. Cezary Wiśniewski, według którego "inne osoby" nabyły śladowe pakiety akcji, natomiast o korzystnej sprzedaży Austriakom zadecydowało skuteczne zarządzanie "pracowniczym" browarem. Zdaniem tego prawnika, spadkobiercy nie wykazali przede wszystkim tożsamości sprywatyzowanego browaru z browarem znacjonalizowanym, tym bardziej że w tym samym miejscu była też palarnia herbaty i wytwórnia wód gazowanych. To, że są tam pewne elementy starego przedsiębiorstwa, nie oznacza, że chodzi o to samo.
Pełnomocnik ministra skarbu państwa wskazywał natomiast, że postępowanie administracyjne nie jest wciąż zakończone, a gdy się zakończy po myśli spadkobierców, to mogą wystąpić z pozwem o odszkodowanie, a nie unieważnienie umów prywatyzacyjnych.
- Na tej drodze możemy co najwyżej uzyskać odszkodowanie za stertę gruzu, jaką przejęto po wojnie. My chcemy odzyskać obiekt w naturze, zwłaszcza grunt. To draństwo, że jedni mogli się uwłaszczyć na tym majątku, a my, dawni jego właściciele, nic nie otrzymaliśmy - powiedział po rozprawie Witold Taraszkiewicz z zarządu spółki Haberbusch i Schiele.
Było wiele wniosków dowodowych, sąd sporo z nich dopuścił, terminu następnej rozprawy na razie nie wyznaczył.
Tymczasem w 2000 r. minister finansów przyznał, że upaństwowienie browaru nastąpiło z naruszeniem prawa, ale odmówił stwierdzenia nieważności decyzji o przejęciu go na własność państwa ze względu na tzw. nieodwracalne skutki prawne: skomunalizowanie gruntów warszawskich oraz przekształcenia własnościowe. Naczelny Sąd Administracyjny uchylił tę decyzję - sprawa administracyjna jest wciąż w toku.
Owa decyzja MF i różnica w cenach kolejnych sprzedaży browaru (10 mln - 165 mln) to główne argumenty spadkobierców, którzy domagają się unieważnienia wspomnianych umów prywatyzacyjnych. Ich pełnomocnik mec. Rafał Dębowski mówił, że browar oddano w leasing za zaniżoną cenę, na państwowym majątku uwłaszczając załogę, zresztą wśród akcjonariuszy były też "inne osoby".
- To retoryczna część argumentacji - replikował pełnomocnik browarów mec. Cezary Wiśniewski, według którego "inne osoby" nabyły śladowe pakiety akcji, natomiast o korzystnej sprzedaży Austriakom zadecydowało skuteczne zarządzanie "pracowniczym" browarem. Zdaniem tego prawnika, spadkobiercy nie wykazali przede wszystkim tożsamości sprywatyzowanego browaru z browarem znacjonalizowanym, tym bardziej że w tym samym miejscu była też palarnia herbaty i wytwórnia wód gazowanych. To, że są tam pewne elementy starego przedsiębiorstwa, nie oznacza, że chodzi o to samo.
Pełnomocnik ministra skarbu państwa wskazywał natomiast, że postępowanie administracyjne nie jest wciąż zakończone, a gdy się zakończy po myśli spadkobierców, to mogą wystąpić z pozwem o odszkodowanie, a nie unieważnienie umów prywatyzacyjnych.
- Na tej drodze możemy co najwyżej uzyskać odszkodowanie za stertę gruzu, jaką przejęto po wojnie. My chcemy odzyskać obiekt w naturze, zwłaszcza grunt. To draństwo, że jedni mogli się uwłaszczyć na tym majątku, a my, dawni jego właściciele, nic nie otrzymaliśmy - powiedział po rozprawie Witold Taraszkiewicz z zarządu spółki Haberbusch i Schiele.
Było wiele wniosków dowodowych, sąd sporo z nich dopuścił, terminu następnej rozprawy na razie nie wyznaczył.
Rzeczpospolita
Marek Domagalski