Alkohol i papierosy bez limitów z krajów UE?
30.04.2005
Znieśmy limity na przywóz alkoholu i papierosów przez obywateli UE - proponuje Parlament Europejski. Polskie Ministerstwo Finansów nie chce o tym słyszeć.
Obecnie na własny użytek można przywieźć z innego kraju Unii Europejskiej 10 litrów wyrobów spirytusowych, 90 litrów wina albo 110 butelek piwa. Taki limit wyznaczyły regulacje UE, które nie są traktowane jako obowiązujące prawo. Większość państw jednak ich przestrzega - przywiezienie większej ilości jest automatycznie traktowane jako wwóz w celach handlowych. Co wiąże się z opodatkowaniem i koniecznością prowadzenia działalności gospodarczej.
Alkohol u naszych sąsiadów z UE - w Czechach, na Słowacji i na Litwie - jest nieco tańszy. Rodacy z południa i północnego wschodu często jeżdżą tam "robić zapasy", np. na wesela.
Limity z pozoru wydają się duże, ale - jak praktyka pokazuje - wielu koneserów wina albo piwa chciałoby móc sprowadzić większą ilość, na kilka lat, do swojej prywatnej piwniczki. We Włoszech, Hiszpanii czy Francji statystyczne spożycie sięga nawet 70 litrów na głowę rocznie.
Tej grupie konsumentów chce ułatwić życie komisja ds. ekonomicznych Parlamentu Europejskiego. Zgodziła się ona z propozycją polskiego deputowanego Dariusza Rosatiego, by odpowiednia dyrektywa została poprawiona - zgodnie z propozycją Komisji Europejskiej. Nie dość, że zniknęłyby limity ilościowe, to jeszcze ciężar dowodu, że alkohol wwieziono w celach handlowych, spocząłby na władzach. To one musiałyby wykazać, że ktoś, kto przywiózł np. 100 litrów węgierskiego wina, zrobił to w celach handlowych, a nie dla własnej konsumpcji.
Polskie Ministerstwo Finansów propozycją liberalizacji jest zaskoczone. - Sądziliśmy, że Komisja pójdzie w drugim kierunku i zmieni "wytyczne" w sprawie limitów w obowiązujące prawo - dziwi "Gazecie" Wojciech Bronicki z departamentu podatku akcyzowego resortu. - Chyba tego nie poprzemy - mówią chórem Bronicki i jego szef, wiceminister Jarosław Neneman. Resort boi się wzrostu szarej strefy - niekontrolowanego przywozu, rozwoju melin itd.
Inicjatywa eurodeputowanych i unijnych urzędników ma małe szanse powodzenia. Sprzeciwia się jej wiele rządów unijnych. - Chyba mamy małe szanse. W tym procesie Parlament Europejski daje tylko swoją opinię. Decydują rządy - mówi "Gazecie" Rosati. Tymczasem już teraz wiele krajów nieprzychylnym okiem patrzy na swych obywateli przywożących alkohol i papierosy z państw sąsiednich, które obłożyły używki niższą akcyzą. Duńczycy jeżdżą po tańsze niemieckie piwo, Finowie i Szwedzi wlewają w siebie mocne trunki z krajów bałtyckich. Dwa ostatnie kraje boją się także wzrostu alkoholizmu, który jest tam problemem.
Alkohol u naszych sąsiadów z UE - w Czechach, na Słowacji i na Litwie - jest nieco tańszy. Rodacy z południa i północnego wschodu często jeżdżą tam "robić zapasy", np. na wesela.
Limity z pozoru wydają się duże, ale - jak praktyka pokazuje - wielu koneserów wina albo piwa chciałoby móc sprowadzić większą ilość, na kilka lat, do swojej prywatnej piwniczki. We Włoszech, Hiszpanii czy Francji statystyczne spożycie sięga nawet 70 litrów na głowę rocznie.
Tej grupie konsumentów chce ułatwić życie komisja ds. ekonomicznych Parlamentu Europejskiego. Zgodziła się ona z propozycją polskiego deputowanego Dariusza Rosatiego, by odpowiednia dyrektywa została poprawiona - zgodnie z propozycją Komisji Europejskiej. Nie dość, że zniknęłyby limity ilościowe, to jeszcze ciężar dowodu, że alkohol wwieziono w celach handlowych, spocząłby na władzach. To one musiałyby wykazać, że ktoś, kto przywiózł np. 100 litrów węgierskiego wina, zrobił to w celach handlowych, a nie dla własnej konsumpcji.
Polskie Ministerstwo Finansów propozycją liberalizacji jest zaskoczone. - Sądziliśmy, że Komisja pójdzie w drugim kierunku i zmieni "wytyczne" w sprawie limitów w obowiązujące prawo - dziwi "Gazecie" Wojciech Bronicki z departamentu podatku akcyzowego resortu. - Chyba tego nie poprzemy - mówią chórem Bronicki i jego szef, wiceminister Jarosław Neneman. Resort boi się wzrostu szarej strefy - niekontrolowanego przywozu, rozwoju melin itd.
Inicjatywa eurodeputowanych i unijnych urzędników ma małe szanse powodzenia. Sprzeciwia się jej wiele rządów unijnych. - Chyba mamy małe szanse. W tym procesie Parlament Europejski daje tylko swoją opinię. Decydują rządy - mówi "Gazecie" Rosati. Tymczasem już teraz wiele krajów nieprzychylnym okiem patrzy na swych obywateli przywożących alkohol i papierosy z państw sąsiednich, które obłożyły używki niższą akcyzą. Duńczycy jeżdżą po tańsze niemieckie piwo, Finowie i Szwedzi wlewają w siebie mocne trunki z krajów bałtyckich. Dwa ostatnie kraje boją się także wzrostu alkoholizmu, który jest tam problemem.
Gazeta Wyborcza
Konrad Niklewicz, Rafał Zasuń